Tak sobie piszę o książkach starych i trochę nowszych, a rynek wydawniczy, pomimo tego że tak mało ludzi czyta, wciąż żyje, rozwija się i zmienia. Niestety spora część nowości w księgarniach to straszny chłam. Postaram się wyłuskać z tego to co przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się być warte uwagi.
Listopad zdecydowanie należał do tegorocznego noblisty, Patricka Modiano. Nakładem kilku wydawnictw ukazało się w polskim przekładzie aż siedem powieści autora. Od 1981 roku, kiedy to Czytelnik wydał Ulicę ciemnych sklepików, do chwili obecnej polscy czytelnicy nie mieli okazji poznać twórczości Modiano. Szkoda że rodzimi wydawcy skupiają się tylko i wyłącznie na tych autorach i tutułach, które na sto procent przyniosą duży zysk. Podejrzewam że gdyby nie nagroda nobla, pan Modiano jeszcze długo zalegałby gdzieś na półkach bibliotecznych w wydaniu sprzed 30 lat. Twórczość noblisty jest mi całkowicie obca, więc trudno mi polecać lub odradzać któryś z tytułów. Warto chyba jednak przekonać się co tak urzekło kapitułę. Wkrótce na blogu moja recenzja Zagubionej dzielnicy.
Mario Vargas Llosa jest chyba znany wszystkim obcującym z kulturą, chociażby z filmu Ciotka Julia i skryba z Keanu Reevesem, Peterem Falkiem i Barbarą Hershey. Kolejna powieść peruwiańskiego pisarza, również laureata nagrody nobla, przenosi nas do gorącego Peru w sam środek misternie utkanej historii. Zdrada, zemsta, wielkie namiętności i wymyśleni przyjaciele pozwolą oderwać się od ciemnej, zimnej rzeczywistości końca roku.
Każda kolejna historia opowiedziana przez Erica - Emmanuela Schmitta staje się bestselerem. W najnowszej książce autor porusza temat dzisiaj niemodny, traktowany po macoszemu. Zastanawia się nad różnicą pomiędzy miłością a czysto fizyczną namiętnością, i jak łatwo jest pomylić jedno z drugim.
Eleanor Catton debiutuje na polskim rynku wydawniczym. Wszystko co lśni jest pierwszym przekładem jej powieści na język polski. Opasłe tomiszcze z okładką przyciągająca uwagę nawet z drugiego końca księgarni, to historia trochę z dzikiego zachodu, mamy bowiem do czynienia z
Zbliża się koniec 17 wieku. Młoda dziewczyna, Nella Oortman, przybywa do domu swojego męża, bogatego kupca. Świeżo poślubiona małżonka nie czuje się komfortowo w towarzystwie mrukliwej szwagierki i męża, który niema wcale się nią nie interesuje. Nella otrzymuje od niego domek dla lalek, będący wiernie oddaną repliką ich wspólnego domu. Wkrótce okazuje się że dokładność odwzorowania nie jest wynikiem kunsztu i precyzji artysty, a upozorowane scenki z życia domowników są zapowiedzią przerażających wydarzeń. Tak pokrótce można opisać fabułę Miniaturzystki Jassie Burton. Najprawdopodobniej czytadło, ale zapowiada się bardzo interesująco.
Na koniec, zmęczeni paskudną codzienności i koszmarami czającymi się po kontach, zawsze można przenieść się do Paryża, gdzie oczami Edwarda Rutherfurda będziemy śledzić losy kilku pokoleń czterech rodzin. Możemy też udać się do Apteki Literackiej, gdzie otrzymamy książkę odpowiednią dla naszych problemów. Prowadzący księgarnię Jean Perdu od lat nie potrafi jednak pomóc sobie samemu, wciąż cierpiąc z powodu odejścia ukochanej kobiety. Tajemnicę księgarza poznamy w powieści Lawendowy pokój.
Marzą, nie mażą ;)
OdpowiedzUsuńGoraczka zlota w Nowej Zelandii to nie Dziki Zachod :-) Przeczytales Catton? Porownanie jej do westernu jest niesprawiedliwoscia.
OdpowiedzUsuńNapisałem "to historia trochę z dzikiego zachodu", a nie że jest to dziki zachód. Tak się może kojarzyć gorączka złota. Książka czeka na swoją kolej.
UsuńTo koniecznie ją przeczytaj, a potem napisz, bo naprawdę nie jest nawet trochę jak z Dzikiego Zachodu. Inne klimaty. Nie czekaj, czytaj to, warto!
Usuń