Brat bies jest spowiedzią starzejącego się mężczyzny. Spowiedzią świecką, trzeba dodać, bo chociaż narrator był wierzący, a przynajmniej tak mu się wydawało, to w wyniku życiowych perturbacji i potknięć porzucił wiarę. Słowami swojego bohatera Marek Weiss opowiada jak do tego doszło
Narratora, a zarazem głównego bohatera poznajemy jako dziecko z rozbitej rodziny. Ojciec porzuca żonę i dwójkę dzieci dla innej kobiety, i gorzałki, która doprowadza go szybko do marnego końca. Pozbawiony męskiego autorytetu chłopak szuka go u obcych, trenera boksu, oraz starszego o rok kolegi ze szkoły, Mikołaja. Choć narrator zaprzecza kilkakrotnie że pomiędzy nim a charyzmatycznym kolegą nigdy, choćby nawet na chwilę, nie pojawiło się nic poza zwykłą męską przyjaźnią, to z daleka widać że jest to kłamstwo szyte grubymi nićmi. Samo kilkukrotne zaprzeczenie jest już niepokojące, a uwaga jaką nastolatek zwraca na urodę Mikołaja, oraz wyznania, oczywiście całkowicie platonicznej miłości, jakimi nas raczy bohater podsycają wątpliwość w czystość tej męskiej przyjaźni. Gdy bezimienny bohater poznaje Natalię, matkę Mikołaja, pojawia się fascynacja jej osobą, wywołaną najprawdopodobniej tym że przyjaciel i jego piękna matka byli kiedyś jednym ciałem, o czym wspomina pisarz. Fascynacja, dodatkowo wzmocniona kiepskimi relacjami z własną matką, przeradza się w namiętne zauroczenie, burzliwy romans i wreszcie krótki związek z Natalią. Wątek tragicznego i dosyć niesmacznego trójkąta miłosnego pomiędzy nim, dużo starszą kobietą i jej mężem, zajmuje większą część powieści. Do tej greckiej tragedii Weiss dodaje jeszcze elementy szekspirowskie, wiążąc Basię, siostrę narratora, węzłem małżeńskim z Mikołajem, przyjacielem który okazuje się być zdrajcą, tytułowym biesem.
Główny bohater, niczym Forrest Gum, wędruje przez Polskę i Europę, poznając wielkich tego świata. Odwiedzając Pragę tuż po Praskiej Wiośnie, poznaje Vaclava Havla, jeszcze nie głowę państwa, ale guru opozycyjnej młodzieży. Podróżując nad Bajkał, ma przyjemność poznać Wysockiego, a w latach późniejszych samego Putina. Również w kraju los stawia na jego drodze osobistości, wspomnianego już duchownego, męczennika wolnej Polski, czy też Daniela Olbrychskiego. Podobnie jak w powieści Winstona Grooma, narrator jest mimowolnym świadkiem tworzącej się historii. Co prawda, miał swój udział w podziemnej działalności, jednocześnie pozostając w kontakcie z wysoko postawionymi przedstawicielami wroga, ale jego rola w tych wydarzeniach była bardzo znikoma. Na tym jednak podobieństwa do głośnej amerykańskiej powieści się kończą. Forrest, w przeciwieństwie do Weissowego odpowiednika, budzi powszechną sympatię. Opowieść życia snuta na przystanku autobusowym, choć obfitująca w liczne wzloty, upadki i zakręty, w zestawieniu z ponurą spowiedzią jest pełna śmiechu i pozytywnej energii. To jednak wina całkowicie odmiennych rzeczywistości, w jakich przyszło żyć obu "Forrestom".

Na ostatnich stronach Marek Weiss pisze Wygrałem, dlatego że biegnąc w cudownej sztafecie, niosłem przez chwilę światło, które udało mi się przekazać dalej. Nie zmarnowałem swojej szansy i doniosłem je w takim stanie, w jakim dostałem je od innych. Co takiego zatem przekazał swojemu synowi bohater Brata biesa ? Pozwalając sobą manipulować, wciągnąć do niebezpiecznej i obrzydliwej erotycznej gry, ciągać po świecie jako nadworny chłopiec do towarzystwa bogatego komunisty i jego rodziny, pokazał swoją bezwolność. Pozostając w nieustannie powiększającym się rozkroku pomiędzy miłością do rosyjskiej literatury i wiążącej się z tym współpracy z okupantem, a nienawiścią do wielkiego wschodniego sąsiada, udowadnia tylko jak słaby miał kręgosłup. Popularne pytanie, które kiedyś często padało na lekcjach języka
polskiego i egzaminach maturalnych, co autor miał na myśli, tym razem pozostanie bez odpowiedzi, a zapytany wróci do ławki z dwóją w dzienniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz