Na wstępie muszę się przyznać że nie wiem jak
ugryźć tego Mercedesa. Przez 137 stron tej nietuzinkowej prozy towarzyszył mi
cały wachlarz sprzecznych uczuć. Poczynając od irytacji, przez kiełkujące
znudzenie, na zaciekawieniu skończywszy. Przy czym irytacji i znudzenia było
więcej niż zainteresowania.
Mercedes - Benz jest piątą w karierze pisarskiej
Huelle książką, która ukazała się drukiem. Biorąc pod uwagę również tomik
wierszy z 1994, mamy razem sześć publikacji na przestrzeni 14 lat. Autor miał
więc naprawdę dużo czasu na to by wypracować swój własny, indywidualny styl,
zwłaszcza że w tym czasie zapewne napisał znacznie więcej. W tej niewielkiej
objętościowo próbce prozy pisarz zrobił jednak coś niewybaczalnego dla twórcy
który swój debiut ma już dawno za sobą, mianowicie skopiował styl swojego
starszego kolegi po fachu, Bohumila Hrabala. Nie jestem miłośnikiem tego typu
twórczości, która kojarzy mi się z czymś nieco infantylnym i przaśnym, niecierpianym
przeze mnie Szwejkiem i traumą z pierwszej w życiu kolonii, jeszcze w
Czechosłowacji, gdzie pochorowałem się po zimnych niesmacznych knedlach.
Hrabala czytałem tylko Pociągi pod specjalnym nadzorem, i to dosyć dawno temu,
ale sposób pisania pana Pawła, słownictwo, niekończące się zdania, nawet
nazwiska postaci, które bardziej przypominają czeskie, wszystko pachnie
na kilometr prozą Bohumila.
Drugą rzeczą, która mnie drażni w tej książce
jest główny wątek, wspomnienia o dziadkach narratora, zapewne samego Huelle, o
których w bardzo kwiecisty sposób opowiada swojej instruktorce jazdy, pannie
Ciwle. Z opowiadań tych wynika że przed wojną to się żyło z pazurem, eleganckim
i błyszczącym jak laska angielskiego lorda. Ludzie byli weseli, pełni werwy, niezwykle
inteligentni i odważni a wszelkie troski zazwyczaj omijały ich szerokim łukiem.
Nasuwa się w tym momencie pytanie, jakim cudem w takim razie ci wszyscy
inteligenci dopuścili do tego co się stało w 1939 roku i potem, po wojnie, bo
pomiędzy samochodową pogonią za balonem pełniącym rolę lisa, wizytami u księcia
takiego i owakiego, przejażdżkami z upierdliwymi ciotkami, przycinaniem róż,
robieniem zdjęć itd. itp., musieli się chyba jeszcze czymś innym zajmować? Całe
szczęście Huelle w porę opamiętuje się w głoszeniu tych peanów, i gdy w
swojej opowieści dociera do okupacji i czasów późniejszych, nie jest już aż tak
obrzydliwie różowo.
Literatura powinna budzić w czytelniku emocje, im
bardziej skrajne tym lepiej. Powinna też ze sobą nieść coś więcej niż tylko
przyjemność z czytania. Z lektury Mercedesa nie wyniosłem nic poza ogólnym
pojęciem że z przedwojennymi modelami samochodów było masę roboty i praktycznie
co 500 metrów na liczniku trzeba było jakąś ich część poddawać przeglądowi,
wymieniać, czyścić, naprawiać. Jestem rozczarowany i odczuwam jak najbardziej
zasłużony żal do autora tak fantastycznej powieści jak Weiser Dawidek. Jeżeli
jakimś cudem Paweł Huelle przeczyta kiedyś tę recenzje, to bardzo Pana proszę,
niech Pan pisze po swojemu.
Po tej recenzji przyznam, że za Mercedesa pewnie się nie wezmę, ale do Pawła Huelle prędzej czy później zamierzam zajrzeć, więc dzięki za przypomnienie o nim.
OdpowiedzUsuń