czwartek, 12 marca 2015

Żanna Słoniowska "Dom z witrażem"



Po raz drugi w tym roku stoję przed nie lada wyzwaniem. Od blisko godziny zadaję sobie pytanie jak zacząć recenzję tej niejednoznacznej powieści. Nieznana szeroki kręgom czytelniczym Żanna Słoniowska, pisarka ukraińskiego pochodzenia, swoją debiutancką powieść pisała przez cztery lata. Owoc ciężkiej pracy twórczej przyniósł jej zwycięstwo w konkursie na najlepszą powieść zorganizowanym przez wydawnictwo Znak. Żanna pokonała blisko 1000 konkurentów, a o Domu z witrażem pochlebnie wypowiadają się takie postacie związane z literackim światem jak Sylwia Chutnik czy Justyna Sobolewska. Ja, zwykły czytelnik i bloger nie potrafię się do niej ustosunkować. 

Z jednej strony Dom z witrażem zachwyca swoja poetyką, magią i delikatnością. Autorka w przepiękny sposób kreuje krajobrazy w szarej lwowskiej rzeczywistości, pisząc o czerni winylowych jezior i okładkach książek przypominających ptaki w locie. Jawa plącze się ze snem tak mocno że nieraz trudno jest stwierdzić czy właśnie śledzimy sen, czy koszmar realnego świata. Po drugiej stronie mamy właśnie tę przykrą realność czasów niepokoju i walki o wolny kraj. Żanna serwuje nam  obsceniczne, wręcz obrzydliwe sceny z udziałem swoich, czy też krewnych bohaterki i narratorki, osób upośledzonych emocjonalnie, nie potrafiących kochać nikogo poza sobą samym. Nie sposób polubić kogoś takiego, ani współczuć z powodu tragicznych wydarzeń które od lat spadają na ich barki. Pisarka nie faworyzuje nikogo. Tak samo odpychający są ciemiężyciele, najeźdźcy, komuniści, Rosjanie, jak i ciemiężeni Ukraińcy. Jakby tego było mało obserwujemy również przerażająco smutne, mniej lub bardziej zmyślone, ale bardzo realne wydarzenia z dwudziestowiecznej historii Ukrainy. 

Do przeczytania Domu z witrażem zachęcił mnie teleexpresowy przedział literacki. Nie żałuję, bo jest to książka obok której nie można przejść obojętnie, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Mam jednak wrażenie że Żanna sama do końca nie wiedziała co tak naprawdę pisze. Poszczególne rozdziały są tak nierówne, że jestem niemal pewien iż powstawały jako samodzielne małe formy literackie i dopiero wydarzenia za naszą wschodnią granicą nakłoniły pisarkę do zebrania ich pod wspólnym tytułem i próby sprzedania tego jako powieści. Przeczytać warto, ale będzie to lektura przygnębiająca i nieco męcząca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl