Od literatury podróżniczej, bez względu na to czy opowiada ona o dalekich wyprawach na koniec świata, czy też o błyskawicznych wypadach za miasto, czytelnik oczekuje że zostanie porwany, że chociaż duchem znajdzie się w opisywanych miejscach. Obowiązkowo w takiej książce powinny znaleźć się zdjęcia, nie koniecznie zapierające dech w piersiach, ale przykuwające uwagę. Czegoś takiego właśnie spodziewałem się po Mikrowyprawach w wielkim mieście.
Kocham podróże. I te dalekie i te bliskie. Niestety praca, oraz zarobki nie pozwalają mi ruszać się z mojego wielkiego miasta zbyt często. Książka Łukasza Długowskiego miała być dla mnie odskocznią od codzienności i literatury pięknej. Miałem też nadzieję na kilka podpowiedzi, gdzie mogę się wybrać na wycieczkę w swojej okolicy. Jak niemal każdy wiem o swoich rodzinnych stronach mniej niż przyjezdni. Niestety spotkał mnie spory zawód. Czuję się wręcz oszukany.

.
Same wyprawy i ich opisy są dosyć rozczarowujące. Autor wziął na siebie bardzo trudne zadanie. O mikrowyprawach bowiem nie da się napisać dziesiątek czy setek stron. Aby w kilkunastu zdaniach ciekawie opisać taką wyprawę, zawrzeć w tekście najważniejsze informacje, i zachwycić czytającego na tyle by sam postanowił spróbować swoich sił, trzeba mieć naprawdę wielki talent i dobry warsztat. Łukaszowi zabrakło jednego i drugiego. Mało tego, Długowski mija się z prawdą, zapewniając że będą to tylko i wyłącznie wycieczki po Polsce, tymczasem przy tych najciekawszych, jak na przykład spanie we własnoręcznie wykopanej śnieżnej jamie, zabiera nas do Skandynawii, tłumacząc się że w Polsce nie było warunków. Sorry, taki mamy ostatnimi czasy klimat, i warunki ku temu będą raczej rzadkością. Jedna z wypraw, w której Łukasz proponuje wybrać się rowerem do pracy, poza tym że nie jest żadnym odkryciem Ameryki, w takim wykonaniu jest zwyczajnie głupia i niemal niemożliwa do zrealizowania. Z Łodzi do Warszawy rowerem? Tak, ale nie w drodze do lub z pracy. To dystans na minimum dwa dni. Któż może sobie pozwolić na taką drogę do pracy? No i w jaki sposób? Kończąc pracę w piątek, wróciwszy do domu w Łodzi, należałoby natychmiast ruszyć z powrotem, by zdążyć na poniedziałek. Ewentualnie przetransportować wcześniej rower do biura i nim wrócić, ale jaki w tym sens i przyjemność, nie wiem.
Na krytykę zasługuje również część fotograficzna. W Mikrowyprawach nie znalazłem ani jednego zdjęcia, które wzbudziłoby jakieś emocje. Dokumentacja fotograficzna wypraw autora przedstawia najczęściej jego samego, z krzywym grymasem na twarzy, ewentualnie bez wyrazu. Te fotografie, które przedstawiają widoki, również nie zachwycają. Wielka szkoda, bo przecież mamy w Polsce miejsca i krajobrazy, które dosłownie powalają na kolana. Przeglądanie zamieszczonych w książce zdjęć przypomina oglądanie średnio atrakcyjnego profilu na Instagramie.
Najciekawsze w Mikrowyprawach są wywiady. Jest ich kilka, i można z nich dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, także o sobie samym. Jest ich jednak zbyt mało, by uratować tę książkę. Jeśli ktoś spodziewał się że odmieni jego życie, będzie zawiedziony. Niektórzy mogą znaleźć w Mikrowyprawach inspirację dla spędzania wolnego czasu, raczej jako impuls do tego by sprawdzić co ciekawego można robić w okolicach zamieszkania.
Na krytykę zasługuje również część fotograficzna. W Mikrowyprawach nie znalazłem ani jednego zdjęcia, które wzbudziłoby jakieś emocje. Dokumentacja fotograficzna wypraw autora przedstawia najczęściej jego samego, z krzywym grymasem na twarzy, ewentualnie bez wyrazu. Te fotografie, które przedstawiają widoki, również nie zachwycają. Wielka szkoda, bo przecież mamy w Polsce miejsca i krajobrazy, które dosłownie powalają na kolana. Przeglądanie zamieszczonych w książce zdjęć przypomina oglądanie średnio atrakcyjnego profilu na Instagramie.
Najciekawsze w Mikrowyprawach są wywiady. Jest ich kilka, i można z nich dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, także o sobie samym. Jest ich jednak zbyt mało, by uratować tę książkę. Jeśli ktoś spodziewał się że odmieni jego życie, będzie zawiedziony. Niektórzy mogą znaleźć w Mikrowyprawach inspirację dla spędzania wolnego czasu, raczej jako impuls do tego by sprawdzić co ciekawego można robić w okolicach zamieszkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz