O ciężkiej sytuacji w Afryce
wiadomo nie od dziś. Ludzie są tam bestialsko mordowani albo żyją w skrajnej
nędzy. Wiele się też słyszy o pomocy dla mieszkańców tych najbardziej ubogich i
zniszczonych przeróżnymi konfliktami
państw na czarnym kontynencie. Buduje się szkoły, kopie studnie, wysyła lekarzy
bez granic, czy też …. laptopy. To
piękne i, może za wyjątkiem komputerów, godne pochwały. Ale czy z tą naszą
pomocą nie jest trochę jak z uciszaniem własnego sumienia? Pomogłem i już o tym
zapominam, bo tak jest wygodniej. Ilu z nas pomyślało o ciężkim losie tych
ludzi, często malutkich dzieci, tak naprawdę, i zastanowiło się jak to
właściwie wygląda, i co dalej dzieje się z ludźmi wyrwanymi z tego piekła.
Michaela De Prince, alias Mabinty
Bangura, urodziła się w muzułmańskiej rodzinie, mieszkającej w Sierra Leone.
Jest córką jednego z dwóch braci, człowieka wyjątkowego jak na realia
afrykańskie. Ojciec i matka Mabinty
pobrali się bowiem z miłości, a nie w ramach transakcji. Mało tego, kochali
swoją córeczkę, i dbali o to by niczego jej nie zabrakło, w tym również
wykształcenia. Los chciał jednak że Mabinty/Michaela nie mogła długo cieszyć
się swoimi biologicznymi rodzicami. Straszliwa wojna domowa zabrała ich oboje,
rzucając małą sierotę najpierw do okrutnego wuja, a następnie do sierocińca.
Niedożywiona, ciężko chora dziewczynka, trafia do adopcyjnej rodziny w Stanach
Zjednoczonych. Jej życie odmienia się jak za machnięciem różdżką. Z horroru
trafiła wprost do najpiękniejszej bajki, gdzie spełniło się jej największe
marzenie, nauka baletu i bycie primabaleriną.
Wytańczyć marzenia to książka
która nie wszystkim przypadnie do gustu. Wciągający i niezwykle przejmujący
początek, w którym Michaela opisuje
swoje najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, szybko przeradza się w opis
dojrzewania i dorastania, najpierw małej dziewczynki, potem nastolatki i
wreszcie młodej kobiety. Jest to dość nietypowa kronika, bowiem Michaela całe
swoje amerykańskie życie podporządkowała jednemu celowi, być jak najlepszą
baleriną. Choć autorka wspomina o tym że w jej dotychczasowym życiu swoje
miejsce miała rodzina, koleżanki, szkoła a nawet chłopcy, to i tak niemal
wszystko kręci się wokół tutu, figur, treningów, castingów i występów. Michaela
w swoich wspomnieniach często przywołuje nazwy poszczególnych kroków i figur
tanecznych, bardzo mało miejsca poświęcając na przedstawienie bolesnej strony
baletu. Mordercze, wykańczające treningi i surowi trenerzy są tutaj ledwie
zarysowani. Autorka zwróciła uwagę natomiast na coś zupełnie innego. Jako
czarnoskóra dziewczynka, cierpiąca na bielactwo bardzo szybko przekonała się że
w jej nowej ojczyźnie uprzedzenia rasowe są na porządku dziennym. Przerażające
jest to, że poprawność polityczna i totalna tolerancja wszystkiego są tak
rozpowszechnione, a równocześnie w ludziach wciąż tkwi nienawiść do innych,
wciąż są sklepy do których kolorowym nie wolno wejść, zawody których nie
wykonują, a biała kobieta wychowująca czarne dzieci budzi niezdrową ciekawość,
graniczącą z oburzeniem. Potworny wręcz rasizm, który w połączeniu z zawiścią
prowadzi często do fatalnego w skutkach zakończenia przygody z baletem. Choć
murzyni są niezwykle muzykalni i utalentowanymi tancerzami, to ze świecą można
ich szukać wśród solistów oper i członków klasycznych trup baletowych.
Wytańczyć marzenia to w zasadzie
nie powieść. Brak jej tego czegoś, dzięki czemu zwykły tekst staje się
literaturą piękną, rwących potoków słów, poprzetykanych małymi wysepkami poezji.
Autorka pisze wprost, podając czytelnikom wszystko na
talerzu. Nie pozostawia to wiele miejsca na wyobraźnię. Bliżej jej zatem do
reportażu, zbeletryzowanego reportażu, ale mimo wszystko gatunku dziennikarskiego,
a nie epickiego, co jednak w żaden sposób nie świadczy na niekorzyść tej
książki.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu |
|
Książka raczej nie w moim typie, ale miło, że mężczyzna nie stroni od kobiecej literatury :) Pozdrawiam !:)
OdpowiedzUsuńStaram się wybierać lektury tak by być jak najbliżej idealnego czytelnika :)
UsuńMi ten tytuł kojarzył się trochę z pamiętnikiem, choć nie ma takiej formy. Podobała mi się bardzo :)
OdpowiedzUsuń