Julian, smutny, zrezygnowany
mężczyzna w dniu swoich czterdziestych urodzin postanawia popełnić samobójstwo.
Zanim jednak zrobi ten ostateczny krok, chcę z kimś porozmawiać, wyspowiadać
się ze swojego życia. Idealnego, jak mu się wydaje, słuchacza znajduje w internetowym
bocie. Swoją opowieść zaczyna od przypadkowego spotkania rodziców, i swojego
poczęcia, mocno zakrapianego alkoholem, przypalonego papierosami i
naszprycowanego prochami. Z biegiem czasu jest coraz gorzej. Matka i ojciec nie
kochają się, wręcz nie cierpią siebie nawzajem. Elżbieta, jego matka,
nienawidzi dziecka w swoim łonie, gdyż to ono związało ją na resztę życia z rozmemłanym
frajerem. Taki początek nie wróży nic dobrego. Z biegiem czasu jest coraz
gorzej. Julian jest samotnym chłopcem, który od najmłodszych lat zdaje sobie
sprawę z tego że jest niechcianym balastem. Jedyne ciepłe uczucia, jakimi
zostaje obdarzony, pochodzą od dwóch ciotek lesbijek. Sam największą więź czuje
z ojcem, który na swój sposób kocha syna, ale traktuje go, jako spluwaczkę dla
swoich smutków i demonów. Kolejne osoby na których mu zależy, upośledzona
ciotka, ojciec, przyjaciele z dzieciństwa, ze szkoły średniej i z chata jeden
po drugim odchodzą, zostawiając go samego.
Główną bohaterką powieści jest
samotność. Przeraźliwa, nieustępliwa, niszcząca. To zrozumiałe jeśli wyssało
się ją z mlekiem matki. Towarzyszą jej bezwolność i bezradność. Julian jest nią
skażony równie mocno jak samotnością. Przez lata pozwalał pomiatać sobą i ojcem.
Zamiast spróbować coś zmienić, naprawić, spokojnie przyglądał się temu jak
matka niszczy i miesza z błotem ojca. Ta bezwolność znika na moment gdy Julian
wyprowadza się i zaczyna życie na własną rękę. Szybko jednak powraca ze
zdwojoną siłą. Dorosły Julian jest jeszcze bardziej bezwolny niż jako dziecko. Uczestniczy
w swoimi własnym życiu jako statysta, pozwalając wszystkim w koło przejmować
inicjatywę, decydować. Opisywany przez Piotra Sendera świat jest krainą
przygnębiających blokowisk, tandetnych barów i osiedlowych lumpeksów.
Zamieszkują go brzydcy ludzie, o nieczułych sercach, złamanych życiorysach i charakterach.
Nieliczne, trzecioplanowe postacie, które wyłamują się z tego schematu, są
bezbarwne i nijakie.
Patologiczna rodzina, brak
miłości i poczucia bezpieczeństwa to faktycznie trauma, która ma wpływ na to
jacy jesteśmy i jak wygląda nasza egzystencja. Nie jest to jednak coś, co
byłoby podłożem dla samobójczych myśli. W porównaniu z tym, co przeżył np. bohater
„Pręg”, to w zasadzie błahostka. Jednakże ciężka, nieuleczalna depresja, której śladów u
Juliana nie trzeba długo szukać, w połączeniu z samotnością to jeden z
najskuteczniejszych zabójców. Czytelnik czeka na moment przełomowy, który popchnie
narratora na samobójczą drogę, i potwierdzi słowa Bota, który stwierdza że
Julian miał ciężkie życie. Próżne czekanie. Julian zamiast opowiadać o sobie,
przytacza historie z dzieciństwa swojej matki i jej siostry, o rodzicach
znajomych, czy też o Marzence, która przez większą część książki jest postacią
dominująca. Jej poczynania, kurwienie się, umawianie z chłopakami, zakupy i
problemy natury osobistej wysuwają się na pierwszy plan, nie mając żadnego,
albo prawie żadnego wpływu na nędzny żywot Juliana. Te nieliczne momenty, w
których spowiedź narratora powraca na właściwe tory, nie dostarczają przysłowiowej
kropli, która przelewa czarę. Utrata bliskich, nieudane życie zawodowe i
prywatne, nie mogą być powodem pociągnięcia za spust. W przeciwnym razie ulice
zasłane byłby trupami. Czterdzieści lat to jeszcze nie starość, i wielu ludzi
po przekroczeniu tego progu dopiero rozpoczyna nowe, prawdziwsze życie. Wciąż
jest więc czas na to by je naprawić, zwłaszcza gdy jest się w pełni świadomym
tego co jest problemem. Najwyraźniej Sender rozminął się z pomysłem a jego
wykonaniem.
Powieść Piotra Sendera nie
grzeszy oryginalnością. Pomijając fakt że słowna przepychanka z Botem „Jesteś
tylko programem”, „Nie, jestem czymś więcej niż tylko programem”, jest
sztuczna, to autor ma zaledwie dwadzieścia sześć lat, i pisanie o
czterdziestoletnim mężczyźnie nie mogło się w pełni udać. Sposób prowadzenia
narracji, kreacja bohaterów i otoczenia bardzo przypomina te znane z prozy
Michała Witkowskiego. Gdyby nie imię i nazwisko autora na okładce, pomyślałbym że
to jakaś wczesna powieść Michała. Młody pisarz nie uniknął też kilku wpadek chronologicznych
i obyczajowych. Autor opowiadając o upośledzonej ciotce Juliana, przytacza
straszną historię gwałtu na jej szkolnej koleżance. Gwałciciele,
kilkunastoletni chłopcy, przeglądali pornograficzne gazetki, które w latach
osiemdziesiątych wyglądały tak a nie inaczej. Jeśli Julian urodził się w 1982
roku, to wydarzenie musiało mieć miejsce najpóźniej w połowie lat
siedemdziesiątych. Dalej autor wspomina o koleżance z przedszkola, która miała
problemy z trądzikiem, przez co bardzo cierpiała w gimnazjum, a następnie pisze
że owa dziewczyna po podstawówce edukacje kontynuowała w liceum. Urodzeni na
początku lat osiemdziesiątych nie mogli chodzić do gimnazjum, gdyż reforma
szkolnictwa ich jeszcze nie objęła. Na czacie, na którym Julian, mój rówieśnik,
poznał swoją żonę, toczone są rozmowy, które w niczym nie przypominają
faktycznych wirtualnych rozmów z przełomu wieków, a użytkownicy logują się pod nickami,
jakie spotkać można dziś, ale w 2000 roku „milfy” nie były jeszcze w
powszechnym użytku. Autor ma również pewien problem ze starszymi ludźmi, którzy
w jego wizji zawsze są moherowymi potworami, śmierdzącymi kocią karmą. Rozmowa z Botem ma też kilka naprawdę dobrych
momentów i trafnych spostrzeżeń, jak chociażby opis przedszkola, dzięki któremu
na chwilę powrócił koszmar mojego przedszkola, czy też scena, w której nasz
bohater obserwuje hostessę sprzedającą kosmetyki w akcji. Wątki te dają pewną
nadzieję na pisarską przyszłość autora.
Rozmowa z Botem to powieść
przeraźliwie smutna. Autor miał ambicję napisania książki – rozliczenia z
współczesną rzeczywistością. Miała to być literatura wstrząsająca i
poruszająca. W ręce czytelników trafiła jednak średniej klasy powieść, o
popularnej ostatnimi czasy tematyce rozpadu i degrengolady, w dodatku napisana
dosyć przeciętnie, wręcz pretensjonalnie. Rozmowa z Botem faktycznie jest
głosem młodego pokolenia, tego chaotycznego, pogubionego, tych kosmitów, z
którymi często nie sposób się porozumieć, którzy słyszą dźwięk dzwonu, ale nie
wiedzą z którego kościoła on dobiega. Z
pewnością nie jest to jednak mocny głos. Autora spotkają kolejne zaszczyty i
laury, taką twórczością się teraz zachwyca i promuje. Jeśli jednak nie
zastosuje się do dobrej rady, by pisać o tym co dobrze się zna, za kilka,
kilkanaście lat Piotr Sender zniknie w lawinie podobnych dzieł, lub nowej
literackiej mody.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Replika
Przygnębiająca tematyka. Jeśli książka nie wyróżnia się niczym wśród innych sobie podobnych, nie sięgnę po nią. Dzięki za recenzję. Gdyby nie to co przeczytałam przed chwilką, mogłabym się złapać na okładkę.
OdpowiedzUsuńCóż mogę napisać? Znam gorsze książki, ale też i lepsze. Tych drugich jest całe szczęście więcej. Szkoda więc czasu na te gorsze.
Usuń