czwartek, 11 lutego 2016

Piotr Sender "Rozmowa z Botem"

oczytany facet rozmowa z botem recenzja

Julian, smutny, zrezygnowany mężczyzna w dniu swoich czterdziestych urodzin postanawia popełnić samobójstwo. Zanim jednak zrobi ten ostateczny krok, chcę z kimś porozmawiać, wyspowiadać się ze swojego życia. Idealnego, jak mu się wydaje, słuchacza znajduje w internetowym bocie. Swoją opowieść zaczyna od przypadkowego spotkania rodziców, i swojego poczęcia, mocno zakrapianego alkoholem, przypalonego papierosami i naszprycowanego prochami. Z biegiem czasu jest coraz gorzej. Matka i ojciec nie kochają się, wręcz nie cierpią siebie nawzajem. Elżbieta, jego matka, nienawidzi dziecka w swoim łonie, gdyż to ono związało ją na resztę życia z rozmemłanym frajerem. Taki początek nie wróży nic dobrego. Z biegiem czasu jest coraz gorzej. Julian jest samotnym chłopcem, który od najmłodszych lat zdaje sobie sprawę z tego że jest niechcianym balastem. Jedyne ciepłe uczucia, jakimi zostaje obdarzony, pochodzą od dwóch ciotek lesbijek. Sam największą więź czuje z ojcem, który na swój sposób kocha syna, ale traktuje go, jako spluwaczkę dla swoich smutków i demonów. Kolejne osoby na których mu zależy, upośledzona ciotka, ojciec, przyjaciele z dzieciństwa, ze szkoły średniej i z chata jeden po drugim odchodzą, zostawiając go samego.


Główną bohaterką powieści jest samotność. Przeraźliwa, nieustępliwa, niszcząca. To zrozumiałe jeśli wyssało się ją z mlekiem matki. Towarzyszą jej bezwolność i bezradność. Julian jest nią skażony równie mocno jak samotnością. Przez lata pozwalał pomiatać sobą i ojcem. Zamiast spróbować coś zmienić, naprawić, spokojnie przyglądał się temu jak matka niszczy i miesza z błotem ojca. Ta bezwolność znika na moment gdy Julian wyprowadza się i zaczyna życie na własną rękę. Szybko jednak powraca ze zdwojoną siłą. Dorosły Julian jest jeszcze bardziej bezwolny niż jako dziecko. Uczestniczy w swoimi własnym życiu jako statysta, pozwalając wszystkim w koło przejmować inicjatywę, decydować. Opisywany przez Piotra Sendera świat jest krainą przygnębiających blokowisk, tandetnych barów i osiedlowych lumpeksów. Zamieszkują go brzydcy ludzie, o nieczułych sercach, złamanych życiorysach i charakterach. Nieliczne, trzecioplanowe postacie, które wyłamują się z tego schematu, są bezbarwne i nijakie.

Patologiczna rodzina, brak miłości i poczucia bezpieczeństwa to faktycznie trauma, która ma wpływ na to jacy jesteśmy i jak wygląda nasza egzystencja. Nie jest to jednak coś, co byłoby podłożem dla samobójczych myśli. W porównaniu z tym, co przeżył np. bohater „Pręg”, to w zasadzie błahostka. Jednakże ciężka, nieuleczalna depresja, której śladów u Juliana nie trzeba długo szukać, w połączeniu z samotnością to jeden z najskuteczniejszych zabójców. Czytelnik czeka na moment przełomowy, który popchnie narratora na samobójczą drogę, i potwierdzi słowa Bota, który stwierdza że Julian miał ciężkie życie. Próżne czekanie. Julian zamiast opowiadać o sobie, przytacza historie z dzieciństwa swojej matki i jej siostry, o rodzicach znajomych, czy też o Marzence, która przez większą część książki jest postacią dominująca. Jej poczynania, kurwienie się, umawianie z chłopakami, zakupy i problemy natury osobistej wysuwają się na pierwszy plan, nie mając żadnego, albo prawie żadnego wpływu na nędzny żywot Juliana. Te nieliczne momenty, w których spowiedź narratora powraca na właściwe tory, nie dostarczają przysłowiowej kropli, która przelewa czarę. Utrata bliskich, nieudane życie zawodowe i prywatne, nie mogą być powodem pociągnięcia za spust. W przeciwnym razie ulice zasłane byłby trupami. Czterdzieści lat to jeszcze nie starość, i wielu ludzi po przekroczeniu tego progu dopiero rozpoczyna nowe, prawdziwsze życie. Wciąż jest więc czas na to by je naprawić, zwłaszcza gdy jest się w pełni świadomym tego co jest problemem. Najwyraźniej Sender rozminął się z pomysłem a jego wykonaniem.

Powieść Piotra Sendera nie grzeszy oryginalnością. Pomijając fakt że słowna przepychanka z Botem „Jesteś tylko programem”, „Nie, jestem czymś więcej niż tylko programem”, jest sztuczna, to autor ma zaledwie dwadzieścia sześć lat, i pisanie o czterdziestoletnim mężczyźnie nie mogło się w pełni udać. Sposób prowadzenia narracji, kreacja bohaterów i otoczenia bardzo przypomina te znane z prozy Michała Witkowskiego. Gdyby nie imię i nazwisko autora na okładce, pomyślałbym że to jakaś wczesna powieść Michała. Młody pisarz nie uniknął też kilku wpadek chronologicznych i obyczajowych. Autor opowiadając o upośledzonej ciotce Juliana, przytacza straszną historię gwałtu na jej szkolnej koleżance. Gwałciciele, kilkunastoletni chłopcy, przeglądali pornograficzne gazetki, które w latach osiemdziesiątych wyglądały tak a nie inaczej. Jeśli Julian urodził się w 1982 roku, to wydarzenie musiało mieć miejsce najpóźniej w połowie lat siedemdziesiątych. Dalej autor wspomina o koleżance z przedszkola, która miała problemy z trądzikiem, przez co bardzo cierpiała w gimnazjum, a następnie pisze że owa dziewczyna po podstawówce edukacje kontynuowała w liceum. Urodzeni na początku lat osiemdziesiątych nie mogli chodzić do gimnazjum, gdyż reforma szkolnictwa ich jeszcze nie objęła. Na czacie, na którym Julian, mój rówieśnik, poznał swoją żonę, toczone są rozmowy, które w niczym nie przypominają faktycznych wirtualnych rozmów z przełomu wieków, a użytkownicy logują się pod nickami, jakie spotkać można dziś, ale w 2000 roku „milfy” nie były jeszcze w powszechnym użytku. Autor ma również pewien problem ze starszymi ludźmi, którzy w jego wizji zawsze są moherowymi potworami, śmierdzącymi kocią karmą.  Rozmowa z Botem ma też kilka naprawdę dobrych momentów i trafnych spostrzeżeń, jak chociażby opis przedszkola, dzięki któremu na chwilę powrócił koszmar mojego przedszkola, czy też scena, w której nasz bohater obserwuje hostessę sprzedającą kosmetyki w akcji. Wątki te dają pewną nadzieję na pisarską przyszłość autora.


Rozmowa z Botem to powieść przeraźliwie smutna. Autor miał ambicję napisania książki – rozliczenia z współczesną rzeczywistością. Miała to być literatura wstrząsająca i poruszająca. W ręce czytelników trafiła jednak średniej klasy powieść, o popularnej ostatnimi czasy tematyce rozpadu i degrengolady, w dodatku napisana dosyć przeciętnie, wręcz pretensjonalnie. Rozmowa z Botem faktycznie jest głosem młodego pokolenia, tego chaotycznego, pogubionego, tych kosmitów, z którymi często nie sposób się porozumieć, którzy słyszą dźwięk dzwonu, ale nie wiedzą z którego kościoła on dobiega.  Z pewnością nie jest to jednak mocny głos. Autora spotkają kolejne zaszczyty i laury, taką twórczością się teraz zachwyca i promuje. Jeśli jednak nie zastosuje się do dobrej rady, by pisać o tym co dobrze się zna, za kilka, kilkanaście lat Piotr Sender zniknie w lawinie podobnych dzieł, lub nowej literackiej mody. 

Za książkę dziękuję wydawnictwu Replika

2 komentarze:

  1. Przygnębiająca tematyka. Jeśli książka nie wyróżnia się niczym wśród innych sobie podobnych, nie sięgnę po nią. Dzięki za recenzję. Gdyby nie to co przeczytałam przed chwilką, mogłabym się złapać na okładkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę napisać? Znam gorsze książki, ale też i lepsze. Tych drugich jest całe szczęście więcej. Szkoda więc czasu na te gorsze.

      Usuń

SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl