kadr z serialu "That Girl", na zdjęciu aktorka Marlo Thomas, foto z internetu. |
Najnowsza, długo wyczekiwana powieść brytyjskiego mistrza prozy obyczajowo-komediowej, Nicka Hornbyego. Budzi skrajne emocje, począwszy od zachwytów, przez neutralne "zaliczenie", po dosyć krytyczne wypowiedzi. Jednych rozśmiesza, innych nudzi albo irytuje. Mnie zaciekawiła.
Nick przyzwyczaił nas do tego, iż jego bohaterami są zwykli, najczęściej przeciętni ludzie, borykający się z problemami, które mogą dotknąć każdego z nas. Krążenie wokół ciągle tych samych schematów, dysfunkcyjnych rodzin, singli z problemami natury osobistej, ludzi mocno niepoukładanych, wręcz wariatów może w końcu znudzić. Tym razem autor postanowił zrobić coś dla siebie, porzucając dotychczasowe środowisko swoich postaci oraz czasy nam współczesne. Akcja Funny Girl w większości rozgrywa się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a jej bohaterami są ludzie związani z show buisnessem, głównie z telewizją i stacją BBC. Powieść rozpoczyna finał konkursu piękności w małym, prowincjonalnym miasteczku. Barbara, zwyciężczyni konkursu, uświadamia sobie że tytuł miss Blackpool nic nie zmieni, i będzie musiała pozostać w znienawidzonej mieścinie jeszcze co najmniej rok. W kilka minut po ogłoszeniu werdyktu, rezygnuje z tytułu i niemal natychmiast wyjeżdża do Londynu, gdzie ma nadzieje spełnić swoje marzenie, zostać aktorką komediową. Początkowo nic nie jest takie jak sobie zaplanowała, aż do pewnej nieudanej kolacji, kiedy to przypadkiem spotyka swoje wybawienie. Barbara zmienia imię na bardziej medialne i trafia do obsady nowego serialu komediowego, w którym gra główną rolę. Pieniądze, sława, popularność uderzają młodej kobiecie do głowy, ale nie na tyle by się stoczyła, czy też przerodziła w próżną, niesympatyczną osobę. Tak jak inni bohaterowie książki, członkowie obsady, scenarzyści i producenci serialu, niby każdy inny, jedyny w swoim rodzaju, ale letni, mało wiarygodni, irytująco sympatyczni. Najbardziej wyrazistym okazuje się Bill, jeden ze scenarzystów. Jego postać, niczym się nie wyróżniająca w pierwszych rozdziałach, wraz z kolejnymi sezonami serialu i późniejszymi wydarzeniami, staje się najbardziej barwna i zapadająca w pamieć. Nie tylko ze względu na jego najpierw skryty, później zdeklarowany homoseksualizm, ale przede wszystkim poprzez jego liczne wady, które czynią z niego prawdziwego człowieka. Gdyby to był sitcom, jak to często bywa, Bill stałby się gwiazdą serialu.
Konstrukcja powieści, bohaterowie, nawet ci negatywni, przedstawieni w taki sposób by budzić sympatię, relacje między nimi, a najbardziej chyba niekończące się rozmowy, słowne przepychanki okraszane humorem i odrobiną złośliwości, przypominają właśnie seriale komediowe, które tak uwielbiamy. Niestety jest to serial na licencji wykupionej przez prywatną polską stację telewizyjną, w którym wszystkie dowcipy wparowały. Krótko mówiąc, mało śmieszny sitcom. Również pewne elementy fabuły, zwłaszcza temat serialu w którym zadebiutowała Barbara, czyli "Barbary (i Jima)", opowiadającego o małżeństwie pomiędzy pewną siebie, żywiołową, prostą dziewczyną i facetem w garniturze, przedstawicielem klasy wyższej. Czyż nie przypomina to "Dharmy i Grega"? A produkcja która miała zastąpić "Barbarę", "Wszyscy kochają Sophie"? Taką samą, nie wyłączając tytułu, produkcję mogliśmy oglądać na komediowych kanałach. Gdyby dobrze poszukać zapewne znalazła by się także komedia w odcinkach opowiadająca o producentach telewizyjnych, lub ludziach związanych z show buisnesem. Właściwie można pokusić się o stwierdzenie że to własnie rozrywkowy biznes jest głównym bohaterem powieści, a wszystkie pozostałe postacie to tylko jego rekwizyty. Ta branża jest jak narkotyk. Sprawia że czujesz się świetnie, daje ci wszystko o czym możesz tylko zamarzyć, i jednocześnie uzależnia. Nie możesz tak żyć, ale gdy odstawia cie na boczny tor też nie jesteś w stanie już funkcjonować, i co gorsza zająć się czymś innym. Obraz brytyjskiego świata rozrywki w latach sześćdziesiątych to odzwierciedlenie przemian jakie miały miejsce w tym samym czasie w całym królestwie. Obraz bardzo przypominający dzisiejszą Polskę. Skostniała Wielka Brytania po jednej stronie barykady. Po drugiej wszelkiej maści nowo myśliciele, artyści i pseudoartyści, tłum który przyklaskuje wszystkiemu co kontrowersyjne, bez względu na to czy ma to jakąś wartość czy nie. Jedna z postaci drugoplanowych, krytyk wszystkiego co wesołe i skierowane do masowego odbiorcy, wyraża obawę o przyszłość rozrywki, która stając się masową, będzie coraz niższych lotów, aż wreszcie zaczniemy śmiać się z kupy w klozecie. Nick Hornby podziela to przekonanie, o czym świadczą słowa Barbary, która po latach kariery stwierdza że miał on sporo racji.
Funny Girl nie jest najlepszą powieścią w dorobku Hornbyego. Gdybym przygodę z jego wyobraźnią rozpoczynał właśnie od niej, z pewnością zakończyłaby się zaraz po przeczytaniu ostatniego zdania. Nie jest to jednak tak słaba książka jak piszą krytycy, blogerzy i zawiedzeni fani autora. Pod płaszczykiem banalnej komedyjki o tworzeniu komedii kryje się jak zwykle drugie dno, ale tym razem jest ono zbyt mało stabilne. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na kolejne dziecko Nicka Hornbyego, z nadzieją na powrót do formy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz