poniedziałek, 19 września 2016

Weekend na końcu literatury

oczytany facet

Pamięć ludzka jest zawodna, i przez to bardzo bolesna. Wysłałem swoje zgłoszenie do pracowni krytycznej w ramach festiwalu Stacja Literatura 21, i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, oraz szczerej radości, zostałem zaproszony do udziału. W tym momencie właśnie zadziałała, lub nie zadziałała, moja słaba pamięć. Zapomniałem już jaką krecią robotę dla literatury robi Biuro Literackie. Przez trzy dni słuchałem o byciu w niebycie, albo Litanii do człowieka pizdy, i innych mniej, lub bardziej podobnych owoców współczesnej "twórczości" poetyckiej.



Nie powinienem narzekać. W końcu nikt do udziału w tym wydarzeniu nie zmuszał. Jednakże organizatorzy zachęcali do tego, i to nie tylko twórców, krytyków, ale również blogerów i organizatorów życia książki. Konkretnie  zachęcano do udziału w warsztatach, które okazały się być wykładami, a nie warsztatami zmuszającymi do burzy mózgów. Wykładami, przywołującym najgorsze wspomnienia z czasów studiów, czy też przedmaturalnej gorączki, nudnymi tak jak wszystkie odczytywane z kartek mowy. Arkadiusz Żychliński próbował nam w ten sposób opowiedzieć o warsztacie krytyka. W efekcie otrzymaliśmy próbę rozłożenia tekstu na czynniki pierwsze, czemu bliżej było do analizy literackiej, a nie krytyki. Zdecydowanie lepiej wypadło półtorej godziny z Adamem Lipszycem, które jednak również warsztatów nie przypominało, ale przyozdobione kilkoma wskazówkami co do tego jak czytać by pisać o książkach, nie dało poczucia zmarnowanego czasu. Szczególnie jedna złota myśl pana Adama zapadła w pamięć, otóż "Krytyk powinien pisać na pełnej kurwie". Dopiero ostatni dzień przyniósł nieoczekiwaną poprawę, i zdecydowanie zbyt krótkie spotkanie z Pauliną Małochleb. Z jednej strony druzgocące, sprowadzające wszystkich natchnionych twórców blogsfery do parteru, z drugiej oczyszczające, pokazujące że wcale nie muszę być jak najsławniejsza blogerka modowa aby być zadowolonym z tego co robię. Pani Paulina była też chyba jedyną osobą która naprawdę przygotowała się do zajęć, sprawdzając wcześniej do kogo będzie mówić. Gwoli sprawiedliwości, muszę dodać że część uczestników była zadowolona ze swoich pracowni, choć jak w przypadku kadrowej, wiele z nich nie wyniosła.

Część festiwalowa miała być tylko dodatkiem, wisienką na torcie, a okazała się być zakalcem w cieście, do którego ktoś dosypał zbyt dużo soli. Przede wszystkim był to festiwal Biura Literackiego. Zaproszeni literaci w większości, jeśli nie wszyscy, należeli do stajni powyższego wydawnictwa. Stacja Literatura 21 to festiwal bardzo smutnych i sfrustrowanych ludzi, począwszy od Kiry Pietrek, która przez trzy dni snuła się z cytryną na buzi i posępnym spojrzeniem, albo prezentowała na scenie fragmenty Konstytucji, pełniące rolę jej wiersza, przez dwudziestolatka bezsensownie epatującego kurwami i chujami, na kompletnie pozbawionych ikry, wystudiowanie stoickich moderatorach  spotkań autorskich skończywszy. Każde wydarzenie kulturalne ma lepsze i gorsze momenty, ale w życiu nie widziałem jeszcze by z każdego ze spotkań tak licznie wychodzono przed jego końcem. Rozczarowujące, znacznie bardziej niż spotkania poetyckie, były panele dyskusyjne. Wniosek wynikających z trzech debat jest taki, że młodym autorom jest trudno, powinni znaleźć sobie menadżera i redaktora, i korzystać z tradycyjnych kanałów dotarcia do czytelnika, z których jednak wydawcy i menadżerowie z niewyjaśnionych powodów nie korzystają. Festiwal uratowały wieczorne koncerty, odczyty poezji z towarzyszącą muzyką. Zwłaszcza Ryszard Krynicki poruszył serca i umysły widowni. Wiersze intymne, pełne bólu i tęsknoty, w połączeniu z zapętlającą się muzyką sprawiły że w sali starego dworca kolejowego wytworzyła się niepowtarzalna atmosfera, takie trochę podglądanie emocji od środka, trochę spacerowanie wzdłuż strumienia świadomości. Według informacji zdobytych, rewelacyjny był też koncert niedzielny, z poezją Konrada Góry. Muszę uwierzyć na słowo, gdyż świadomie opuściłem Stronie Śląskie zaraz po niedzielnych warsztatach.

Stacja Literatura 21 kulała również pod względem organizacyjnym. Stronie Śląskie w połowie września o dziwo okazało się niemalże dziurą zabitą dechami. Poza polowym bufetem, z lekko zawyżonymi cenami i małym wyborem, oraz towarzyszącymi mu kilkoma stołami, w miasteczku nie było innego miejsca w którym można było się integrować. Rozmowy kuluarowe toczyły się mimo wszystko, wspierane przez Biedronkę, Polo Market i Dino, na torach, schodach, ławkach, gdzie popadnie, gdzie sucho i nie kapie na głowę. Zabrakło jednak twórczej integracji pomiędzy poszczególnymi pracowniami, tak jak gdyby organizatorzy za wszelką cenę chcieli podtrzymać sztuczny podział między twórcą, krytykiem, tłumaczem a wydawcą, którzy tworzą przecież jedną, wielką rodzinę, nie zawsze szczęśliwą, ale jednak wspólnotę książki, słowa pisanego.

Wspomniałem że Biuro Literackie wykonuje krecia robotę dla literatury. Wydając i promując młodych, gniewnych i wulgarnych sprowadza kulturę do czegoś dostępnego tylko dla nowych elit, pseudo intelektualnych elit. Niszczą to co z trudem osiągały kiedyś rodziny możnych, chociażby Czartoryskich, tych którym nieobce było dobro niższych klas, tych którzy docierali z kulturą i oświatą do najuboższych. Widziałem mieszkańców Stronia Śląskiego, którzy odwiedzali budynek CETIK-u. Myślałem sobie wtedy, co ja bym zrobił na ich miejscu, nie będąc umoczonym tak bardzo w kulturze i sztuce, że tych kilka festiwalowych bełtów nie było w stanie mnie zrazić. Pewnie wróciłbym do domu w ciężkim szoku, usiadł przed telewizorem, i oglądając jakiś realityshow, nigdy więcej nie sięgnął po książkę. Takich redakcyjnych posunięć nie tłumaczy nic. Bo sztuka żyje własnym życiem, i nie musi nadążać za czasem. Poetka nie musi być, wręcz nie powinna być celebrytką, a wiersz nie musi szokować każdym wersem.

Czy Stacja Literatura 21 była stratą czasu? Nie. Pod względem towarzyskim był to całkiem udany weekend. Przyniósł kilka nowych znajomości, trochę pomysłów, odświeżenie i odmłodzenie, i co najważniejsze sprawił że zrobiłem coś, czego nie robiłem od wielu lat. Napisałem wiersz.  

6 komentarzy:

  1. 3 days, 36 hours of events, 399 participants on 93 pictures. New location, new formula, new authors - Stationa Literature 21.

    https://www.facebook.com/BLiterackie/photos/?tab=album&album_id=1742061486058323

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocno przeżyłeś te "36h" (jak głosi BL, ale pewnie mniej, skoro wyjechałeś zaraz po niedzielnych warsztatach) z literaturą. Nie wiem, czy to kwestia pracowni, czy nastawienia, ale na pewno w swoim stanowisku nie jesteś jedyny. Zdecydowanie się z Tobą nie zgadzam, lecz szanuję i nawet rozumiem, zresztą, nie było mnie na krytycznej.

    Wydaje mi się, że biuro nie było aż tak dobrze przygotowane do prowadzenia innych pracowni tak, jak do twórczej (której warsztaty organizują już od wielu lat) i możliwe, że to był właśnie efekt. Wspominasz o kadrowej, z tą grupą nawet nie rozmawiałam. Ale też nie miałam problemu, by jakoś znaleźć kontakt z innymi pracowniami (przekładowa, krytyczna), więc o tym drastycznym podziale, jakie biuro wyznaczyło, nie pisałabym tak rygorystycznie.

    Fakt, że będą promowane pozycje z biura był do przewidzenia, nie dziwię się temu, zresztą, mnie ta poetyka w znacznej mierze odpowiada. Było niekiedy specyficznie, w większości może nawet. Niektóre bloki rzeczywiście wypadły wyjątkowo blado, wręcz lejowato i o niczym, ale w moim odczuciu głównie był to blok wydawniczy. Czytania do mnie trafiły, nie wszystkie, oczywiście, ale było dość różnorodnie, a goście zza granicy byli czymś nowym na "porcie"/"połowie"/ostatecznie "stacji" literatura.

    Dużo marudzenia jak na krótkie trzy dni, w czasie których można było przecież uciec sobie na polanę i cieszyć się piękną okolicą, czy jak wolisz "dziurą zabitą" dechami ; ) Przynajmniej na początku, bo tak, potem padało, ale nie było tak źle.

    Naprawdę nie wyniosłeś z tego nic merytorycznie wartościowego? Nowych pisarzy? Treści?

    PS Góra był kolejnym specyficznym punktem, hiperspecyficznym. Może nie żałuj na zapas (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem kontakt z innymi pracowniami, o tym przecież piszę. Ale był to kontakt prywatny,w czasie wolnym,między spotkaniami,a noe twórczy. TWórcza mohła coś napisać,krytyczna zrecenzować,przekładowa przetłumaczyć a kadrowa przygotować wydanie i zorg spotkanie. To przykład wzięty z wypowiedzi uczestnika pracowni twórczej właśnie. Na końcu wspomniałem też że nie był to całkiem stracony czas.

      Usuń
    2. W ten sposób, jasne, to byłoby ciekawe. Zrozumiałam, że jednak odnosisz się do kontaktu (integracji) jako takiej. W poprzednich latach były integracyjne gry i zabawy, więc sądziłam, że to masz na myśli ; )

      Usuń
  3. Pracownie bardzo rozczarowujące i nie ulega to wątpliwości. Właściwie powiedziałeś dokładnie to, co sam myślę. Także się zjednoczyliśmy w "bulu i nadzieji". Ale całość oceniam dużo bardziej pozytywnie. Pozdrawiam i zamierzam tu wpadać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Może jakieś wspólne działanie w przyszłości? Kiedyś zajmowałem się muzyką, to znaczy pisaniem o niej.

      Usuń

SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl