Nagrody
Ericha Segala są już czwartą z kolej powieścią tego autora, którą miałem okazję
przeczytać, i szczerze powiedziawszy, tym razem pisarz nie sprostał moim
oczekiwaniom, które sam wcześniej ustawił bardzo wysoko.
Podobnie
jak we wcześniejszych "Doktorach", Segal obrał sobie za bohaterów grupę naukowców
i lekarzy, ciężko pracujących nad lekami i wynalazkami wszelakiego rodzaju. Spośród
całego wachlarza ciekawych postaci, autor wyróżnił troje, czyniąc ich niejako
głównymi bohaterami, i to właśnie przez pryzmat przemyśleń i przeżyć poznajemy
całą historię. Typowe dla tego autora. Najwięcej sympatii wzbudza Adam Coopersmith, lekarz-immunolog, który całe swoje
dorosłe życie poświęcił kiełkującemu istnieniu, nienarodzonym jeszcze dzieciom
i ich matkom. To również najbardziej dramatyczny, i jednocześnie najciekawszy
wątek w powieści. Drugi w kolejności interesujących powieściowych charakterów jest
Sandy Raven, genialny naukowiec, geriatra i biznesmen. Początkowo
zakompleksiony, nieśmiały syn znanego producenta filmowego wzbudza ciepłe
uczucia w czytelniku. Wraz z rozwojem akcji sympatię powoli zastępuje irytacja
i odrobina zniechęcenia. Jak bardzo można być zaślepionym i zafascynowanym
osobą która na to nie zasługuje? Sandy przekonuje się że naprawdę długo, dzięki
czemu jego życie osobiste kuleje. Wreszcie na podium jako trzecia staje
najmłodsza z tej trójki, Isabel Da Costa, genialne dziecko i fizyk. Dziewczynka
cierpi, przez wiele lat rozdarta między dbającego o jej karierę naukową ojca, i
matkę, która dla córki wolałaby jednak normalne dzieciństwo.
Powieść jest napisana w taki sposób, że
bez dodatkowych nakładów pracy można ją przenieść na srebrny ekran, co też
miało miejsce w 2005 roku. Taka filmowa stylistyka czasem może być szkodliwa
dla utworu literackiego, i tak jest też w przypadku Nagród. Wiele momentów
istotnych dla bohaterów Segal potraktował po macoszemu. To co skąpo zostanie ospisane w scenariuszu filmowym, może byś świetnie zagrane przez aktora. Natomiast w
przypadku książek trzeba być naprawdę utalentowanym pisarzem by w zwięzłych
słowach oddać powagę sytuacji i ciężar emocji. To niestety autorowi nie wyszło,
przez co opowiadana historia wydaje się płytka, banalna, trochę jak telenowela.
Wrażenie to pogłębia nagromadzenie zdrad, rozwodów, kochanków, rodzinnych
tajemnic, śmiertelnych chorób i innych wielkich tragedii, rodem z hiszpańskojęzycznych
tasiemców. Nagrody tracą także na oryginalności postaci. Pomijając już fakt że
jest to druga w dorobku Ericha powieść o bardzo podobnej tematyce, to postacie,
a zwłaszcza Isabel Da Costa, są wtórne. Odniosłem wrażenie że panna Isabel jest
mniej udaną kopią Laury Castelano z "Doktorów".
A jest to przecież literatura ciekawa,
przedstawiająca świat niedostępny nam, zwykłym zjadaczom chleba. Autor, który
jako wykładowca akademicki zapewne utrzymywał liczne kontakty ze środowiskiem
naukowym, opisuje je dość dokładnie, krytycznie, bez koloryzowania.
Czytając Nagrody dochodzimy do smutnego wniosku że większość naukowców pracuje
tylko po to by otrzymać nagrodę i uznanie, by błyszczeć na firmamencie, a
efekty ich pracy, mające wpływ na poprawę innych ludzi, są dla nich drugorzędne.
Nie potrafię też zrozumieć idei jak przyświeca komuś poświęcającemu kawał
swojego życia odkryciom, które nawet trudno udowodnić w naszym świecie, czytaj
na opuszczając planety Ziemi.
Czytać czy nie czytać ? Decyzję
pozostawiam wam. Zasugerować mogę tylko że pominięcie Nagród w czytelniczych
planach nie będzie zbrodnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz