Wpis miał dotyczyć tylko literatury pięknej. Jak to jednak z blogerami bywa, są trochę niesubordynowani, i kilkoro spośród zaproszonych gości wybrało na ulubioną książkę literaturę faktu. Mój upór, i ograniczenie do powieści było też trochę naiwne i głupie, bo wśród moich gości są też specjaliści od reportażu. Zapraszam do lektury pierwszego gościnnego wpisu. Miał to być również jednorazowy wpis, ale w trakcie jego tworzenia zrodził się pewien pomysł. Co wy na to, drodzy blogerzy książkowi i kulturalni, by stworzyć naszą listę bestselerów? Zachęcam wszystkich czytelników piszących, nagrywających, mówiących o książkach do podsyłania swoich propozycji z krótkim uzasadnieniem. Kolejne wpisy gościnne będą sukcesywnie pojawiać się na blogu, a lista bestselerów będzie się wydłużać i wydłużać.
1.Hanya Yanagihara "Małe życie"
Nie mam jednej ulubionej powieści. Mam za to
wiele książek, które były dla mnie istotne na pewnym etapie życia i które
zostały ze mną do dziś, a do tej pierwotnej listy wciąż dochodzą nowe pozycje. Zresztą
mam specjalną półkę w sypialni na te tytuły. Ich bliskość i dostępność sprawia,
że czuję się bezpieczna i że ta szalona i nieokiełznana rzeczywistość posiada
jednak jakąś formę i ramy i że, mimo wszystko, można spróbować ją opisać (tak,
głęboko i jednak dość naiwnie, wierzę w sprawczą moc literatury). Do tych
tytułów należą m.in.: Sto lat samotności Márqueza, Gra w klasy Julio Cortázara, Ósmy dzień tygodnia Marka Hłaski i Cesarz Kapuścińskiego – to książki,
które zachwyciły mnie w okresie licealnym, kiedy to faza uniesień miłosnych i
emocjonalnych, silnie przenikała się z czasem młodzieńczego buntu i poszukiwań.
Prace Zygmunta Baumana i Fikcje
Borgesa („Wszechświat [który inni nazywają Biblioteką]...”) to okres studiów. Dziś zaczytuję się jednak w reportażu i gatunkach
pokrewnych (przecież rzeczywistość jest o wiele ciekawsza niż fikcja!).
Aleksijewicz, Tochman, Szejnert, Grzebałkowska, Jagielski to nazwiska, które
bardzo cenię. Premiera każdej z ich książek to dla mnie wydarzenie. Chlubnym
powieściowym wyjątkiem jest publikacja, która ostatnimi czasy bardzo mnie
zachwyciła (też przez osobisty kontekst) – to Małe życie Yanagihary. Ale to już zupełnie inna historia…
Nie mam ulubionej powieści. Nie mam takiej powieści, do której
lubię wracać. Boję się powrotów, bo rodzą rozczarowania. Ja się zmieniam i to
co czytałam kiedyś, rzadko wytrzymuje próbę czasu. Mam jednak powieść, która
zrobiła na mnie ogromne wrażenie i mimo, że od jej przeczytania minęło trochę
czasu, ciągle jest we mnie żywa. Stała się nawet taką kwintesencją powieści,
ponieważ zawiera wszystkie elementy, które powinna mieć dobra opowieść, czyli
wciągającą fabułę, epicki rozmach, znaczących i rozpoznawalnych bohaterów.
Mówię tu o "Dygocie" Jakuba Małeckiego. Ten dygot, to drżenie życia
towarzyszyło mi przez wszystkie strony, gdy zanurzałam się w tej rzeczywistości
Polski B. Gdziekolwiek ona by nie była, to wchodziła w duszę wszystkimi swoimi
zabłoconymi nogami, z całą swoją przaśnością, butą, głupotą, ale też
naiwnością, marzeniami o byciu lepszą, niż się jest w rzeczywistości, miłością
i takim "życiem mimo wszystko".
Moją ulubioną książką z literatury pięknej jest...
„Cesarz” Ryszarda Kapuścińskiego. Wiem, że podkreślałeś pisząc do mnie
„literatura piękna, nie reportaż”. No, ale przecież piszę bloga o literaturze
faktu, więc nie mogło być inaczej. „Cesarz” to przecież jest literatura piękna,
choć jest też reportażem. Ale reportażem niezwykłym, bo stylizowanym na...
bajkę, może nawet baśń, choć opowiadającym o upadku wielkiego przywódcy
afrykańskiego państwa. „Cesarz” to bez wątpienia literatura piękna, bo jest to
jeden z najlepiej dopracowanych literacko reportaży na świecie. Zwykle bywa
tak, że reportaże napisane są prostym, dziennikarskim językiem. W „Cesarzu”
język zachwyca, jest bogaty, niektórzy mówią, że barokowy. Dlaczego warto
przeczytać „Cesarza”? Bo łączy w sobie uniwersalną opowieść o patologii władzy,
a do tego opowiedziany jest za pomocą środków wyrazu bliższym poezji niż
dziennikarskiemu pisaniu.
Czytam Recenzuje
4. Peter Matthiessena "Śnieżna Pantera"
Napisać w kilku zdaniach o dobrej książce to bardzo trudne zadanie. Napisać w kilku zdaniach o książce, która jest dla nas naprawdę ważna, to właściwie rzecz niemożliwa. Są książki, które rezonują w nas długo po lekturze, czasem wywierając namacalny wręcz wpływ. Mnie zmieniła „Śnieżna pantera” Petera Matthiessena. Po śmierci żony autor wyrusza w Himalaje, by wraz z przyjacielem obserwować rzadkie owce błękitne. Skrycie marzy jednak o zobaczeniu nieuchwytnej pantery śnieżnej, której poszukiwanie jest odbiciem duchowej wędrówki pogrążonego w smutku pisarza. „Śnieżna pantera” to zapis żałoby i godzenia się ze stratą, a przy okazji liryczna opowieść o przyrodzie najwyższych gór świata i zamieszkujących te góry ludziach. Książka, którą można, a nawet należy czytać wciąż i wciąż od nowa
5. Antoni Libera "Madame"
Głównym
bohaterem i narratorem jest młody chłopak, licealista zbliżający się do
pierwszego przełomowego momentu w życiu, matury. Młodzieniec, któremu przyszło
dorastać w latach 60-ych ubiegłego wieku, żyje nieodległą przeszłością, wojną
oraz okresem tuż przed jej wybuchem. Jest święcie przekonany że urodził się za
późno, bo ciekawe czasy i fenomenalne jednostki należą do
przeszłości i nigdy już nie zaistnieją. Wszystko zmienia się za sprawą jednej
osoby, nowej nauczycielki francuskiego, tytułowej madame, która w szare,
perlowskie życie wnosi odrobinę koloru, świeżości, powiew zachodu i wolności. Powieść Antoniego Libery czytana po raz kolejny oczarowuje równie mocno, jak za pierwszym razem. Choć dojrzewamy, zmienia się nasze spojrzenie na świat, poglądy, oczekiwania, wciąż rośnie bagaż doświadczeń, a złudzenia przestają udawać nadzieję i pewność, taka młodzieńcza zachłanność życia działa odświeżająco. Czasy są inne, ale żyje się teraz trudniej niż kiedyś. Za sprawą "Madame", staje się ono trochę bardziej kolorowe, można poczuć się choć przez chwilę lepiej.
Znam "Dygot" i muszę zgodzić się z autorką wpisu, że ta powieść ma wszystko, co dobra powieść mieć powinna. "Cesarz" czytany był również, chyba przed studiami. A z czym chętnie bym się zapoznała? Z "Małym życiem", choćby dlatego, że ma słuszne gabaryty:)
OdpowiedzUsuń