Ponieważ absorbuje mnie ostatnio głównie praca, w tym także wnikliwa lektura pewnej powieści, której recenzja w swoim czasie ukaże się w portalu Dobre Książki, i nie mam żadnej recenzji, którą mógłbym opublikować tutaj, przyszła pora na drugi z trzech zaplanowanych cykli. W każdym odcinku poznacie subiektywne zestawienie pięciu książek, które coś łączy. Taka mała imitacja recenzji. Zaczynam od od pięciu książek, które zaczytałem na śmierć w dzieciństwie.
1. C.S. Lewis "Opowieści z Narni"
To właściwie nie jedna książka a siedem, bowiem cały cykl przeczytałem kilkakrotnie, razem ze starszym bratem. Miałem, i dalej mam w swojej biblioteczce, piękne, dwutomowe wydanie, ilustrowane prześlicznymi rysunkami. Czytaliśmy je z bratem jednocześnie, bowiem żaden nie chciał ustąpić i pozwolić drugiemu przeczytać w pierwszej kolejności. Przygody młodych anglików w tajemniczej krainie odbierałem wtedy zupełnie dosłownie, jako fantastyczną baśń, pouczającą owszem, jak to baśń, ale nic poza tym. Dopiero kilka lat później, przy kolejnej lekturze, ostatnie części, znacznie poważniejsze i trudniejsze w odbiorze, pewne skojarzenia, nawiązania do przypowieści Biblijnych, stały się dla mnie oczywiste. Opowieści z Narnii nie straciły swojego uroku i magii. Dziś sięgnąłbym po nie równie chętnie jak 20 lat temu, i zrobiłbym to gdyby nie brak czasu.
2. Tove Jansson "Muminki"
Muminki pojawiały się w moim domu sukcesywnie przez kilka kolejnych lat. Jako prezent z okazji dnia dziecka czy też na zakończenie roku szkolnego. Czytane wielokrotnie, wożone po całym kraju na wakacje, kolonie, wczasy, dzisiaj stoją posklejanie i połatane na półce. Nie do końca wiem co mam myśleć o tej serii. Uwielbiana przeze mnie w dzieciństwie Dolina Muminków wydawała mi się miejscem ciepłym, przyjaznym, bezpiecznym i bardzo rodzinnym. Dzisiaj widzę to nieco inaczej. Dolinę zamieszkiwały istoty zagubione, rozchwiane psychicznie (Paszczak i Filifionka) zbyt nieszczęśliwe by się do tego głośno przyznać, na co dobitnie wskazuje ostatni tom cyklu, Jesień w Dolinie Muminków. Rodzinna atmosfera też gdzieś się rozwiała, zaraz po tym jak poznałem prawdziwą twarz Tatusia Muminka, bufona, który tak naprawdę miał gdzieś swoją rodzinę. Niektórzy doszukują się też w tych książeczkach pewnych dwuznaczności, na przykład w przyjaźni Muminka i Włóczykija, ale to już chyba zbyt daleko posunięte przypuszczenia.
3. Astrid Lingren "Dzieci z Bullerbyn"
Nie wiem czemu, ale dla wielu jest to jedna z najbardziej znienawidzonych książek z dzieciństwa. Ja nie zaliczam się do tej grupy. Dzieci z Bullerbyn były moją lekturą szkolną, i przeczytałem je kilkakrotnie zanim stały się tematem lekcji. Dzięki rodzeństwu z Bullerbyn i ich przyjaciołom, moje dzieciństwo zyskało trochę więcej kolorów. Ta książka dosłownie została zaczytana, wytarta z kolorów okładka, wielokrotnie sklejane kartki, pozaginane rogi. Nic dziwnego, Dzieci z Bullerbyn były na tapecie w każde wakacje, ferie i święta przez dobrych kilka lat. Do dziś też pamiętam dzień, w którym tata kupił mi tę książkę żeby nie nudziło mi się w kolejce do fryzjera.
4. Maria Kruger "Karolcia"
Po raz pierwszy o Karolci usłyszałem na lekcji, gdy w drugiej albo trzeciej klasie podstawówki, moja ulubiona nauczycielka w nagrodę za coś, nie pamiętam już co takiego, zaczęła czytać nam o przygodach Karolci i niebieskiego koralika. Powieść Marii Kruger stała się jedną z tych, które czytywałem wielokrotnie, i znałem niemal na pamięć. Byłem tak zafascynowany zmaganiami dziewczynki ze złą czarownicą Filomeną, że gdy któregoś razu na Wszystkich Świętych, w pobliżu grobu mojej prababci zobaczyłem nagrobek z napisem Filomena, chciałem uciec z krzykiem. Jest jeszcze druga część, Witaj Karolciu, ale nie była już tak wciągająca jak jej poprzedniczka.
5. Hugh Lofting "Doktor Dolittle"
Fantastyczny świat przesympatycznego doktora i jego szalonej zwierzęcej ferajny, zawsze mi się podobał. Chciałem mieszkać w takim domu jak doktora, i mieć taką samą jak on gospodynię. Przyjaźnić się ze zwierzętami i rozprawiać z nimi na różne tematy. Wielka szkoda że dzisiaj te powieści są niemal nie znane, a jedyne co kojarzy się młodym ludziom z hasłem Doktor Dolittle, to głupawa komedia z Eddim Murphym w roli doktora.
Przez "Opowieści z Narnii" nie mogłam w dzieciństwie przebrnąć, starczyło mi sił na trzy pierwsze części. "Muminki" czytałam, ale szczerze mówiąc nie pamiętam nic z tej lektury, chyba wolałam bajkę ;) Natomiast pozostałe książki bardzo lubiłam. Szczególnym sentymentem darzę "Dzieci z Bullerbyn", też nie rozumiem, jak można nienawidzić tej książki :(
OdpowiedzUsuńMoje pozycje, z wczesnego dzieciństwa, to księgi z wierszami Juliana Tuwima, Jana Brzechwy, Marii Konopnickiej oraz bajki H.Ch. Andersena,a następnie lekturyna etapie szkoły podstawowej: "Pies, który jeździł koleją", "Dzieci z Bullerbyn", "Przygody Tomka Sawyera" i wiele,wiele innych :)
OdpowiedzUsuń