Jest połowa XVII wieku. Wielkie
Księstwo Litewskie. Szlachcic Jan Maciej Narwojsz, wraz z żoną Elżbietą i
dwójką dzieci, Kazimierzem i Urszulą, ucieka z plądrowanego przez Kozaków
Wilna, by schronić się w rodzinnym majątku w Milkontach. Względny spokój, jaki
tam odnajdują szybko mija. Kolejne poronienia Elżbiety, choroba i śmierć
dziecka i wreszcie zetknięcie się dzieci z tym posłańcem wieczności powoduje że
nad rodziną zawisa cień. Bliźnięta Urszula i Kazimierz, dorastają w dobrobycie,
którego słodycz psuje łyżka dziegciu - makabryczne wspomnienia z wczesnego
dzieciństwa i zbyt często odzywające się dzwony żałobne. Urszula postanawia
wstąpić do zakonu i zostać świętą, tak naprawdę tłamsząc w sobie dużo złych,
ale bardzo ludzkich emocji, pychę, gniew i lęk przed śmiercią. Kazimierz
natomiast planuje opuścić przyjazne schronienie na wsi, i wyjechać do Wilna na
studia. Obydwoje, za przyzwoleniem rodziców, swoje plany z niejakim trudem
wprowadzają w życie w tym samym czasie. W ostatnie spędzone w domu święta
Bożego Narodzenia, na wigilijną kolację przychodzi bezdomny i obłąkany Bonifacy
Głuptasek. Bonifacy widzi przyszłość jaka czeka młodych Narwojszów, o czym
głośno opowiada przy świątecznym stole. Jego przepowiednie są jednak tak
niejasne i nieprawdopodobne, że nikt z nich sobie nic nie robi. Tutaj akcja
powieści znacznie przyspiesza. Wkraczają liczne nowe postacie, niezwykle barwne
i zapadające w pamięć na długo, jak Marian Dowgiałło, przywódca jednej ze
studenckich band, szantażujących mieszkańców stolicy Wielkiego Księstwa, i Jan
Delamars, pochodzący z Francji ludwisarz. Żaden z bohaterów, choć wydawać by
się mogło inaczej, nie jest jednoznacznie zły albo dobry. Każdy postępuje według
swoich zasadach, powodowany takimi a nie innymi okolicznościami. Nawet dumna i
nieco obłudna ksieni zakonu Bernardynek, w swoim mniemaniu kieruje się dobrem
drugiego człowieka.