Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty
piątek, 20 stycznia 2017
piątek, 28 października 2016
Ottessa Moshfegh "Byłam Eileen"
Przemiana głównego bohatera to chyba jeden
z najczęściej wykorzystywanych motywów, zarówno w literaturze jak i kinie.
Trudno w tym temacie stworzyć coś nowego, świeżego i oryginalnego. Z tą
"górą" zmierzyła się Ottessa Moshfgh, młoda, amerykańska pisarka. Za
swoją ostatnią powieść, Byłam Eileen, otrzymała nominację do prestiżowej Man
Booker Prize. Zatem według kapituły wszystko się autorce udało. Czy jednak na
pewno?
niedziela, 1 maja 2016
Donna Tartt "Mały przyjaciel", czyli mała zemsta
Proza Donny Tartt potwierdza że powiedzenie
"do trzech razy sztuka" jest jak najbardziej prawdziwe. Pierwsze
spotkanie z jej twórczością było dość niekorzystne. "Tajemna historia"
nudziła, irytowała niemiłosiernie. "Szczygieł" zainteresował mnie od
pierwszych stron, aczkolwiek odrobina wymęczenia czytelnika pozostała. Mały przyjaciel, druga powieść w dotychczasowym, skromnym dorobku
pisarki, zachwyca niemal do ostatnich stron.
niedziela, 24 kwietnia 2016
Pani Dulska do potęgi N
Już na wstępie wyjaśniam, iż nie jest to
recenzja. Powieść której niedługo stuknie setna rocznica premiery, przetrwała
próbę czasu, zmieniające się mody literackie, wciąż jest wydawana i z pewnością
nie potrzebuje recenzji. Kimże ja jestem by poddawać krytyce klasyczną
literaturę? Kilka słów na temat Wieku niewinności z pewnością jednak jej nie
zaszkodzi.
wtorek, 8 marca 2016
Erich Maria Remarque "Na ziemi obiecanej"
Erich Maria Remarque, jeden z największych pisarzy XX wieku, był też jedną z wielu ofiar swojej epoki. Weteran I Wojny Światowej, zmuszony do opuszczenia ojczyzny za którą walczył, tułał się po świecie, nigdzie tak naprawdę nie będąc u siebie. Tę mękę wiecznej wędrówki, zagubienie i ból wywołany pozbawieniem ojczyzny, widać w każdym jego utworze. Na ziemi obiecanej, ostatnia, niedokończona powieść pisarza, oddaje jednak te emocje najdobitniej.
środa, 24 lutego 2016
Michaela De Prince, Elaine De Prince "Wytańczyć marzenia"
O ciężkiej sytuacji w Afryce
wiadomo nie od dziś. Ludzie są tam bestialsko mordowani albo żyją w skrajnej
nędzy. Wiele się też słyszy o pomocy dla mieszkańców tych najbardziej ubogich i
zniszczonych przeróżnymi konfliktami
państw na czarnym kontynencie. Buduje się szkoły, kopie studnie, wysyła lekarzy
bez granic, czy też …. laptopy. To
piękne i, może za wyjątkiem komputerów, godne pochwały. Ale czy z tą naszą
pomocą nie jest trochę jak z uciszaniem własnego sumienia? Pomogłem i już o tym
zapominam, bo tak jest wygodniej. Ilu z nas pomyślało o ciężkim losie tych
ludzi, często malutkich dzieci, tak naprawdę, i zastanowiło się jak to
właściwie wygląda, i co dalej dzieje się z ludźmi wyrwanymi z tego piekła.
czwartek, 18 lutego 2016
David Ebershoff "Dziewczyna z portretu"
Einar Mogens Wegener, a dokładniej Lilii
Elbe, to duński malarz żyjący na przełomie wieku XIX i XX, który najprawdopodobniej
cierpiał na chorobę zwaną zespołem Klinefeltera. Ta genetyczna choroba dotyka
tylko mężczyzn, i wywołuje ją obecność co najmniej jednego dodatkowego
chromosomu X. Einar był jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą
osobą na świecie, która poddała się operacji zmiany płci. Historię jego
przemiany z Einara w Lilii opisał David Ebershoff.
czwartek, 4 lutego 2016
Emily St. John Mandel "Stacja jedenaście"
Od
kilku dekad co jakiś czas pojawiają się w mediach doniesienia o straszliwych
wirusach, których ofiarami padają setki ludzi i zwierząt. Gdy po raz pierwszy
usłyszałem o czymś takim w połowie lat dziewięćdziesiątych, byłem bardzo
przerażony. Kolejne ptasie, świńskie i krowie grypy, rozdmuchiwane przez
koncerny farmaceutyczne, sprawiły że dziś nikt już się tym nie przejmuje.
Trochę jak w tej bajce o chłopcu który krzyczał że nadciąga wilk. Mam tylko
nadzieję że nie będzie tak jak w tej opowieści, że gdy jakiś śmiertelny wirus
opanuje świat nie zbagatelizujemy tego, jak ma to miejsce w Stacji jedenaście
Emily St. John Mandel.
piątek, 29 stycznia 2016
Parnaz Foroutan "Dziewczyna z ogrodu"
Parnaz
Foroutan to młoda, amerykańska pisarka, która przebojem wdarła się na listy
bestsellerów. Pochodzi z Iranu, skąd wyjechała wraz z rodzicami w wieku pięciu
lat. Pierwszym przystankiem w drodze na zachód była Europa, potem Kanada.
Obecnie mieszka w Los Angeles. Powieść Dziewczyna z ogrodu, za którą otrzymała
liczne nagrody i wyróżnienia, w tym stypendium PEN Clubu, oparta jest na
wątkach biograficznych, dotyczących jej rodziny.
sobota, 23 stycznia 2016
Mark Greenside "Szaleństwa, gafy i trafy, czyli uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)"
Amerykański pisarz, nauczyciel i działacz społeczny, Mark Greenside, do tej pory znany był polskim czytelnikom dzięki opublikowanej przed kilkoma laty, bardzo zabawnej książce "Nie będę Francuzem". W ubiegłym roku, dzięki wydawnictwu Świat Książki, na półki księgarń trafiło polskie tłumaczenie kontynuacji bestseleru, jakim okazała się być opowieść o życiu obcokrajowca w Bretanii.
piątek, 25 grudnia 2015
Harper Lee "Idź, postaw wartownika"
Idź, postaw wartownika jest powieścią wyjątkową.
Już sama historia powstania tej książki nadaje jej miano niezwykłej. Harper Lee
napisała ją w połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, po czym zagubiła
rękopis. Autorka powróciła do Maycomb i Jean Louise zwanej Skautem, pisząc
słynnego "Zabić Drozda". Kilkanaście miesięcy temu świat obiegła
elektryzująca informacja o odnalezieniu rękopisu dzieła o którym niemal nikt
nie słyszał przez przeszło pół wieku. Historia literatury wiele dzięki temu zyskała.
sobota, 19 grudnia 2015
Jason F. Wright "Szczęście do wzięcia"
Amerykanie lubują się w akcjach charytatywnych i
rzewnych historiach, pojawiających się w księgarniach i kinach raz do roku, w
okolicach Bożego Narodzenia. Nie ma w tym nic złego, ale dobrego mogłoby być
znacznie więcej. Wszystkie bale i zorganizowane akcje charytatywne nie odbywają
się przecież za darmo. Sumy jakie są przeznaczane na zrobienie takiej imprezy
czy też wydawane na kreacje, równie dobrze mogłyby trafić do rąk potrzebujących
razem z kwotami które są na ten cel przeznaczone. Wiadomo jednak że człowiek ma
krótką pamięć. Zabiegany, zapracowany, głowę zaśmieconą ma tysiącem różnych
spraw. Zatem trzeba mu przypominać o tych, którym wiedzie się gorzej, i że mogą
im pomóc. Taką właśnie rolę spełnia powiastka Jasona F. Wrighta,
Szczęście do wzięcia.
czwartek, 17 grudnia 2015
Naomi Novik "Smok jego Królewskiej Mości"
Smok to niezwykłe stworzenie. Istota mitologiczna, pojawiająca się w legendach i
mitach różnych kultur, przedstawiana jako sporych rozmiarów gad, obdarzony
niezwykłą inteligencją. W kulturze chrześcijańskiej smok symbolizuje zło, stąd
też w legendach dotyczących świętego Jerzego pojawia się wątek jego potyczki z
tym stworzeniem. Bez względu na to z jakiej mitologii pochodzi, jest zwierzęciem
bardzo niebezpiecznym i drapieżnym. Taki jest też jego wizerunek we
współczesnej literaturze. Wyjątkiem jest powieść Naomi Novik, Smok jego
Królewskiej Mości.
wtorek, 15 grudnia 2015
Paul Auster "Trylogia Nowojorska"
Paul Auster jest jednym z wybitniejszych pisarzy amerykańskich. Przez krytyków ceniony na równi z Kurtem Vonnegutem i Philipem Rothem. Jest autorem wielu opowieści, esejów i wierszy, od których rozpoczęła się jego kariera pisarska. Auster jest również związany z kinem, jako autor scenarzysta i reżyser. Najbardziej znaną książką w pisarskim dorobku jest Trylogia nowojorska, która to przyniosła pisarzowi największą sławę.
sobota, 7 listopada 2015
MacGyver w kosmosie, czyli Andy Weir "Marsjanin"
Marsjanin jest powieściowym
debiutem amerykańskiego pisarza Andy Weiera. Andy zaczął tworzyć w nurcie Sci
Fi w wieku 20 lat. Swoje wczesne utwory publikował na stronie internetowej.
Dopiero Marsjanin doczekał się publikacji w postaci papierowej, i z miejsca
został okrzyknięty bestsellerem. Książka
stanowi świetny materiał na film, co bardzo szybko zauważyła branża filmowa.
Niedawno w kinach zagościła ekranizacja w reżyserii mistrza Ridleya Scotta. Filmu
jeszcze nie widziałem. Chciałem najpierw zmierzyć się z książkowym
pierwowzorem, tak żeby nikt nie podpowiadał mojej wyobraźni co i jak ma wyglądać.
Niestety nie udało się tego uniknąć. Wystarczył krótki zwiastun w kinie, bym podczas
lektury widział Matta Damona wyczyniającego marsjańskie harce. Mówi się trudno
i czyta dalej.
wtorek, 27 października 2015
Kurt Vonnegut "Trzęsienie czasu"
Co by było gdyby świat nagle postanowił cofnąć
się do tyłu? Dajmy na to o dekadę? Ludzie znajdujący się na listach płac
Hollywood z pewnością wymyśliliby jakieś spektakularne i krwawe skutki uboczne
takiego zdarzenia, walkę o przetrwanie i jednego, góra kilku bohaterów, którzy
uratują resztkę świata przed ostateczną zagładą. Znacznie bardziej
prawdopodobne wydaje się rozwiązanie zaproponowane przez Kurta Vonneguta
w jednej z jego ostatnich książek, Trzęsieniu czasu.
Wszystko zaczyna się, lub też kończy, 13 lutego
2001 roku, gdy następuje trzęsienie czasu, i ludzkość cofa się o dziesięć lat,
do 17 lutego 1991 roku. Nie wiąże się to z żadną globalną katastrofą, jedynie z
indywidualnymi, wewnętrznymi katastrofami ziemian, którzy przeżywają jeszcze
raz swoje minione dziesięć lat. Sekunda po sekundzie, dokładnie tak samo, nie
mogąc nic zmienić, z czego wszyscy zdają sobie sprawę. Prowadzi to do sporego
zamieszania gdy powtórka dobiega końca. Ludzie przyzwyczajeni do tego że działają
na autopilocie, pozbawieni woli, nie orientują się w porę że znów mogą
decydować o swoim życiu.
sobota, 29 sierpnia 2015
John Haskell "Amerykański czyściec"
Siedem grzechów głównych. Siedem stopni
wtajemniczenia. Tak głoszą słowa na okładce i reklamująca książkę notatka
prasowa. Wtajemniczenia do czego ? Chyba tylko i wyłącznie do nudy, mocno
pretensjonalnej nudy.
Główny bohater Amerykańskiego czyśćca pewnego
dnia, podczas zakupów w przydrożnym markecie, doznaje olśnienia, iż coś się
właśnie dzieje, coś się zmienia. Bardzo to odkrywcze, biorąc pod uwagę fakt że
cały czas coś się dzieje, w każdej sekundzie świat ulega przeobrażeniom.
Przyjmijmy jednak że było to bardzo osobiste objawienie, a ów biedaczyna był
dotąd na tyle zaślepiony by nie zauważyć tego niekończącego się procesu. Gdy
kończy zakupy i wraca na parking, okazuje się że jego samochodu, oraz
czekającej w nim żony, nie ma. Tu rozpoczyna się ta rzekoma droga do
wtajemniczenia. Nasz bohater czyni pierwszy krok i siada, czekając aż żona
wróci. Takie zniknięcie ukochanej osoby jest bez wątpienia tragedią. Zwłaszcza
gdy nie wiadomo czy ten ktoś uciekł czy został porwany, a może spotkało go
jeszcze coś innego, znacznie gorszego. Nie doczekawszy się powrotu żony,
mężczyzna wraca do mieszkania. Odnajduje tam mapę, na której zaginiona
wyznaczyła trasę. Uznając to za wskazówkę gdzie teraz przebywa zaginiona
kobieta, oszalały z niepokoju mąż wyrusza w podróż.
Motyw powieści drogi, chociaż już mocno
sfatygowany, wciąż może zaciekawić. Tym razem coś zdecydowanie poszło nie tak.
Autorowi, określanemu mianem Warhola literatury, najzwyczajniej w świecie
zabrakło talentu i umiejętności do napisania takiego utworu. Amerykański
czyściec pęka w szwach od upchniętych na siłę, niemal na każdej stronie,
filozoficznych przemyśleń. Nie wiem dla kogo John Haskell pisał swoją książkę,
ale filozofia prezentowana na jej kartach przypomina podręczniki z serii
"Dla Opornych". Niepotrzebne, drobiazgowe rozbieranie każdej myśli na
czynniki pierwsze sprawia że jej sens rozmywa się w niekończących się
wyjaśnieniach. Aż ma się ochotę wstać, dać temu jęczącemu ciągle poszukiwaczowi
żony w twarz, i wypluć mu prosto w twarz "ogarnij się w końcu facet".
Trochę to przypomina Murakamiego, ale to Haskellowskie rozmemłanie jest
zdecydowanie nie do przyjęcia.
Czytając powieść drogi, spodziewamy się całego
wianuszka barwnych postaci. Zabawnych, wzruszających, przerażających sytuacji.
Niczego takiego nie znajdziemy w Amerykańskim czyśćcu. Drugoplanowi bohaterowie
są płascy, nieciekawi, przypominają marionetki, albo tandetne dekoracje w
tanim, szkolnym przedstawieniu. Są, ale równie dobrze mogłoby ich nie być.
Widzę w tym pewien zamysł autora, ta beznamiętność, brak wrażliwości i
współczucia dla drugiego człowieka, zrozumienia dla trapiących go problemów,
miały ukazać potworność współczesnego świata, sprawić że czasem naprawdę można poczuć się jak w czyśćcu. Pomysł dobry, ale
wypada blado przy reszcie spapranej pisarskiej roboty.
Jeśli ktoś spodziewał się po lekturze tej
powieści emocji na miarę głośnego filmu "Siedem", bardzo się
zawiedzie. Amerykański czyściec jest dobry na problemy ze snem. Mimo iż nuży
niemiłosiernie, czytasz dalej, by jak najszybciej dobrnąć do końca, i przekonać
się czy Anne, zaginiona żona, się odnajdzie. Nawet nie zauważycie kiedy
zaśniecie w pół zdania.
środa, 1 lipca 2015
Erich Segal "Nagrody"
Nagrody
Ericha Segala są już czwartą z kolej powieścią tego autora, którą miałem okazję
przeczytać, i szczerze powiedziawszy, tym razem pisarz nie sprostał moim
oczekiwaniom, które sam wcześniej ustawił bardzo wysoko.
Podobnie
jak we wcześniejszych "Doktorach", Segal obrał sobie za bohaterów grupę naukowców
i lekarzy, ciężko pracujących nad lekami i wynalazkami wszelakiego rodzaju. Spośród
całego wachlarza ciekawych postaci, autor wyróżnił troje, czyniąc ich niejako
głównymi bohaterami, i to właśnie przez pryzmat przemyśleń i przeżyć poznajemy
całą historię. Typowe dla tego autora. Najwięcej sympatii wzbudza Adam Coopersmith, lekarz-immunolog, który całe swoje
dorosłe życie poświęcił kiełkującemu istnieniu, nienarodzonym jeszcze dzieciom
i ich matkom. To również najbardziej dramatyczny, i jednocześnie najciekawszy
wątek w powieści. Drugi w kolejności interesujących powieściowych charakterów jest
Sandy Raven, genialny naukowiec, geriatra i biznesmen. Początkowo
zakompleksiony, nieśmiały syn znanego producenta filmowego wzbudza ciepłe
uczucia w czytelniku. Wraz z rozwojem akcji sympatię powoli zastępuje irytacja
i odrobina zniechęcenia. Jak bardzo można być zaślepionym i zafascynowanym
osobą która na to nie zasługuje? Sandy przekonuje się że naprawdę długo, dzięki
czemu jego życie osobiste kuleje. Wreszcie na podium jako trzecia staje
najmłodsza z tej trójki, Isabel Da Costa, genialne dziecko i fizyk. Dziewczynka
cierpi, przez wiele lat rozdarta między dbającego o jej karierę naukową ojca, i
matkę, która dla córki wolałaby jednak normalne dzieciństwo.
Powieść jest napisana w taki sposób, że
bez dodatkowych nakładów pracy można ją przenieść na srebrny ekran, co też
miało miejsce w 2005 roku. Taka filmowa stylistyka czasem może być szkodliwa
dla utworu literackiego, i tak jest też w przypadku Nagród. Wiele momentów
istotnych dla bohaterów Segal potraktował po macoszemu. To co skąpo zostanie ospisane w scenariuszu filmowym, może byś świetnie zagrane przez aktora. Natomiast w
przypadku książek trzeba być naprawdę utalentowanym pisarzem by w zwięzłych
słowach oddać powagę sytuacji i ciężar emocji. To niestety autorowi nie wyszło,
przez co opowiadana historia wydaje się płytka, banalna, trochę jak telenowela.
Wrażenie to pogłębia nagromadzenie zdrad, rozwodów, kochanków, rodzinnych
tajemnic, śmiertelnych chorób i innych wielkich tragedii, rodem z hiszpańskojęzycznych
tasiemców. Nagrody tracą także na oryginalności postaci. Pomijając już fakt że
jest to druga w dorobku Ericha powieść o bardzo podobnej tematyce, to postacie,
a zwłaszcza Isabel Da Costa, są wtórne. Odniosłem wrażenie że panna Isabel jest
mniej udaną kopią Laury Castelano z "Doktorów".
A jest to przecież literatura ciekawa,
przedstawiająca świat niedostępny nam, zwykłym zjadaczom chleba. Autor, który
jako wykładowca akademicki zapewne utrzymywał liczne kontakty ze środowiskiem
naukowym, opisuje je dość dokładnie, krytycznie, bez koloryzowania.
Czytając Nagrody dochodzimy do smutnego wniosku że większość naukowców pracuje
tylko po to by otrzymać nagrodę i uznanie, by błyszczeć na firmamencie, a
efekty ich pracy, mające wpływ na poprawę innych ludzi, są dla nich drugorzędne.
Nie potrafię też zrozumieć idei jak przyświeca komuś poświęcającemu kawał
swojego życia odkryciom, które nawet trudno udowodnić w naszym świecie, czytaj
na opuszczając planety Ziemi.
Czytać czy nie czytać ? Decyzję
pozostawiam wam. Zasugerować mogę tylko że pominięcie Nagród w czytelniczych
planach nie będzie zbrodnią.
wtorek, 19 maja 2015
Richard Ford "Kanada"
Hasło promujące na tylnej okładce Kandy głosi że jest to jedna z pierwszych wielkich powieści XXI wieku. Wiadomo, książka musi się sprzedać, wydawnictwo zarobić. Niestety nie mogę się z tym hasłem zgodzić. Do wielkiej powieści troszkę jej brakuje.
Dell Parsons, główny bohater i zarazem narrator powieści, ma piętnaście lat i mieszka w typowym, małym amerykańskim miasteczku. Ma siostrę bliźniaczkę, o imieniu Berner, i jak to bliźnięta różnią się pod każdym możliwym względem. Dell ma typowego amerykańskiego ojca, byłego żołnierza, dla którego zawsze wszystko jest ok, i zawsze się jakoś ułoży. Jego mama również nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kobieta niespełniona jako żona i matka, nie do końca szczęśliwa, zamknięta w sobie i unikająca towarzystwa innych ludzi. Któregoś pięknego dnia, u schyłku lata, gdy nielegalne interesy ojca przestają się układać tak jak powinny, rodzina Parsonsów popada w problemy finansowe. Głowa rodziny wpada na idealny plan, który nie ma prawa się nie udać. Postanawia wraz z żoną obrabować bank. Ta decyzja nieodwracalnie zmienia życie wszystkich. Rodzice trafiają do więzienia, Berner ucieka z domu w obawie przed domem dziecka i opieką społeczną, a Dell, z tego samego powodu trafia do Kanady. Niewielka mieścina, miała stać się schronieniem. Szybko jednak okazuje się że chłopak trafił z pod rynnę. Chcąc nie chcą staje się świadkiem i uczestnikiem zbrodni o wiele większym kalibrze.
Pierwsze co zauważyłem podczas lektury Kanady to potworna, irytująca infantylność i nieprzystosowanie do życia jej bohaterów. Najgorzej wypada Dell, piętnastoletni chłopak, który prawie nic nie wie na temat otaczającego go świata, nie zna się ani trochę na ludziach, nie ma prawdziwych kolegów, a za źródło wiedzy o wszystkim uważa kilku tomową encyklopedię. Jest bardzo dziecinny jak na swój wiek, i sprawia wrażenie lekko upośledzonego, autystycznego. Wrażenie to uwypukla scena, zdecydowanie niepotrzebna, w której dochodzi do kazirodczego stosunku. Rozkapryszona, irytująca Berner, spędza czas głównie w swoim pokoju, w towarzystwie rybki, słuchając radia. Matka, niezadowolona z życia, obwinia Bóg jeden wie kogo o to jak się potoczyło, rozmyślając o tym co by było gdyby. I wreszcie ojciec, optymistyczny aż do bólu, naiwny i fajtłapowaty przystojniaczek. Cała rodzina przedstawiona jest w sposób ewidentnie niekorzystny, jak gdyby autor poddawał krytyce swoich rodaków. Staje się to jeszcze bardziej widoczne w dalszej części powieści, gdy akcja przenosi się do Kanady, gdzie bardzo wyraźna widać niechęć pomiędzy Kanadyjczykami i Amerykanami. Bohaterowie stają się dzięki temu mniej realni. Trudno uwierzyć że ktoś może być aż tak ograniczony i wyautowany z życia jak ta czwórka. Przyczyny tego można doszukiwać się w przeszłości Beva, ojca bliźniaków, i jego żony, córki żydowskich emigrantów z Polski, ale to hipoteza szyta grubymi nićmi, gdyż nie wydaje się być aż tak bardzo traumatyczna by skrzywić ich psychikę i zniekształcić życie dzieci.
Zdecydowanym atutem Kanady jest język jakim ją napisano. Richard Ford, zdobywca nagrody Pulitzera oraz przyznawanych przez amerykański PEN Club nagród: PEN/Faulkner Award i PEN/Malamud Award,
tworzy rozbudowane zdania, za pomocą słownictwa, którego we
współczesnej literaturze jest coraz mniej. Szczegółowo opisany świat lat
sześćdziesiątych ubiegłego wieku, tak bardzo realny że niemal czuje się
zapach przypalonego steku, zachwyca i jednocześnie przeraża. Scenerię dla opisywanych wydarzeń stanowią niewielkie miasteczka i wioski, opustoszałe i niszczejące domy, ogromne połacie pustej ziemi, gdzie po horyzont nie widać niczego poza drzewami, a upływ czasu nie ma większego znaczenia. Nadmiar przestrzeni jest chorobliwie wręcz przytłaczający. Dla osób tak niepewnych siebie, każdego swojego kroku, jak Dell, staje się ograniczeniem, więzieniem. Tam gdzie nie ma prawie nikogo, nie ma dokąd uciec, gdzie się schować. Stajesz niemal nagi, wystawiony na ciosy i poniewierkę którą gotuje ci życie. Przetrwasz to i staniesz się silniejszy, albo zginiesz. Nie jestem pewien czy autor miał coś takiego na myśli, ale właśnie to, a nie banalne stwierdzenie że jedna decyzja może odwrócić wszystko do góry nogami, stało się dla mnie głównym przesłaniem tej książki.
środa, 29 kwietnia 2015
Ismet Prcić "Odłamki"
Czerwone słowa na okładce nie kłamią. Ismet Prcić
zasypuje czytelnika odłamkami. Kawałki wspomnień swoich, cudzych, fantazji,
majaków, zasłyszanych historii bombardują czytelnika ze wszystkich stron. Lecą
z ogromną prędkością, tak że nie jesteś w stanie się przed nimi uchylić.
Trafiają w głowę, serce, zagnieżdżają się w duszy. Zaczynasz obficie
krwawić myślami, uczuciami, skrywanymi głęboko obawami...
Nie ma co ukrywać, że od kilkunastu miesięcy
chyba każdemu myśli choć na chwilę zaprzątnęło słowo wojna. Wielu nie widzi
problemu, święcie wierząc, tak jak 75 lat temu, w to że nasi sojusznicy nie
zostawią nas na pastwę losu. Inni natomiast obawiają się niewyobrażalnego
koszmaru. Należę do tych drugich. Urodzony w Stanie Wojennym, nie pamiętam nic
z tego okresu, a wojnę (dzięki Bogu) dotychczas znam tylko z filmów,
podręczników i książek. Długi, długi czas byłem święcie przekonany że to nigdy
nie zbliży się do mnie, i w żaden sposób nie stanie się częścią mojego życia.
Nawet oglądają reportaże o wydarzeniach w Iraku, przechodząc obok ruin w
Sarajewie czy Mostarze, nie czułem że wojna może być czymś realnym. Ismet Prcić
swoim debiutem literackim udowodnił mi jak bardzo się myliłem.
Historia Ismeta to historia ludzi takich jak my,
pewnych pokoju i niezmienności stanu w jakim przyszło im żyć, przerażonych,
martwiących się już zawczasu o to co nadejdzie. Tych którzy nie widzą co się
naprawdę dzieje bo nie chcą, nie potrafią tego zobaczyć, i tych którzy widzą ze
zbyt dużej odległości. Ludzi których strach paraliżuje, nie pozwala normalnie
życie, wywraca psychikę do góry nogami, a także tych którym wewnętrzny system
obronny nakazuje mieć to wszystko po prostu gdzieś. Czytając Odłamki, miałem
wrażenie że uczestniczę w opisywanych wydarzeniach, stoję obok Ismeta,
przysłuchuję się kłótni jego rodziców, czołgam się w błocie pod ostrzałem
Czetników, ciągnąc za sobą ciało kolegi, i chowam się pod samochodem na odgłos
fajerwerków. Myślę że to zasługa przede wszystkim tego że Prcić pisał o tym z
autopsji. Otwierał ponownie ledwo zabliźniające się rany, by pozbyć się
ostatecznie zalegającej w nich ropy. Autor, magister sztuk pięknych, uznany
dramaturg i reżyser, nie używa języka górnolotnego, w ręcz przeciwnie, często
potocznego, wulgarnego, na początku nieco rażącego. Mimo to opisując chociażby
uszkodzone podczas ostrzału rzeźby na moście, robi to niemal poetycko.
Przyznaję że miałem niewielkie problemy z
odbiorem książki. Gubiłem się zwłaszcza w momentach gdy pojawia się Mustafa, a
przeżycia Ismeta stają się częścią jego wojennej biografii. Autor chciał chyba
w ten sposób pokazać jak mogłoby wyglądać jego życie gdyby pozostał w Bośni.
Trudno mi też było uwierzyć w łut szczęścia, jak non stop spotykał Prcicia
podczas długiej drogi do Ameryki, i tak absurdalnych sytuacji jak spotkanie
gromady najgorszych, serbskich wrogów w środku Kalifornii. Dopiero gdy
zobaczyłem zdjęcia Ismeta na jego facebookowym profilu, zrozumiałem że należy
do grona tych osób, którym wszystko może się przytrafi. Nie do końca zrozumiałe
jest dla mnie również zakończenie. Trochę bełkotliwy strumień świadomości,
który do mnie nie trafił. Któż jednak potrafi tak naprawdę zrozumieć kogoś kto
przeżył wojnę, samemu jej nie zaznawszy?
Odłamki, pomimo pewnej dozy humoru, są bardzo
smutną książką. Jedna z tych, których ponowne przeczytanie jest niemożliwe. To
literacka drzazga, która wbija się głęboko pod skórę, zostając tam na długo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)