Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura francuska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura francuska. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 10 listopada 2016
niedziela, 29 listopada 2015
David Foenkinos "Siostrzeniec Kundery. O wpływie dwóch Polaków"
David Foenkinos jest jednym z najwybitniejszych współczesnych francuskich pisarzy. Świadczy o tym między innymi otrzymana w ubiegłym roku, prestiżowa nagroda Goncourtów, a dokładniej ujmując, polska nagroda Goncourtów, przyznawana od 1998 roku. Foenkinos stroni od błahych i banalnych historii. Jego powieści traktują często o sprawach smutnych, ale lektura jego prozy dodaje kolorów i smaku szarej codzienności. Debiutancki Siostrzeniec Kundery, choć przykuwa uwagę czytelnika do ostatniej kropki, to zdecydowanie nie upiększy naszych dni.
poniedziałek, 25 maja 2015
Mathias Malzieu "Mechanizm serca"
Przyjemność przeczytania Mechanizmu Serca spotkała mnie kilka lat temu, gdy jeszcze pracowałem jako bibliotekarz w jednej z bibliotek miejskich. Nie pamiętam co dokładnie skłoniło mnie do przeczytania tej powieści autorstwa francuskiego muzyka i piosenkarza o bardzo trudnym do wymówienia i zapamiętania nazwisku oraz imieniu, tak wiele było powodów. Jednym z nich była okładka, rysunek przedstawiający parę w stylu filmów Burtona. Taki też jest Mechanizm serca, Burtonowski od pierwszej do ostatniej strony, chociaż nie tak upiornie zabawny.
Powieść Mathiasa Malzieu jest bardzo smutna. Autor w przepiękny sposób opowiada historię nastoletniego Jacka, który urodził się w najzimniejszy dzień w dziejach świata, 17 kwietnia 1874, w Edynburgu. Chłopiec ma wielkiego pecha już od pierwszych chwil życia. Jego serce jest zamarznięte a jedyną szansą na to by przeżył jest nietypowo operacja, wszczepienie w miejsce serca mechanizmu z zegarka z kukułką. Niebezpiecznego zabiegu dokonuje
doktor Madelein. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden mankament. Otóż Jack nie może nigdy się zakochać, gdyż wtedy jego serce pęknie. Niestety serce naszego bohatera zaczyna szybciej .... kukać na widok pewnej śpiewaczki. Chcąc uniknąć nieszczęśliwego zakończenia swojego życia, oraz konfrontacji z konkurentem do serca swojej wybranki, postanawia zniknąć z ich życia i wyrusza w świat. Podczas swojej podróży poznaje wiele ciekawych postaci, przeżywa liczne przygody. Zaabsorbowany swoja ucieczką nie zauważa pewnego znaczącego szczegółu.
Zakończenie tej baśni dla dorosłych jest w dużej mierze przewidywalne, ale też nieco zaskakujące, i naprawdę bardzo, bardzo smutne. Dosyć kontrowersyjna historia, z wątkami delikatnie erotycznymi, spotyka się ze skrajnym przyjęciem. Niektórych powieść obrzydza, innych zachwyca. Ja należę do tej drugiej grupy, i z nie gasnącą nadzieją czekam na kolejne książki tego autora.
sobota, 24 stycznia 2015
David Foenkinos "Nasze rozstania"
Trzeba wiele miłości , żeby przywdziać strój nowoczesnego superbohatera usiłującego ocalić z codzienności bicie serca.
Nie jestem wielkim znawcą literatury francuskiej, ani tym bardziej twórczości Davida Foenkinosa, ale gdyby ktoś kazał mi jednym zdaniem scharakteryzować jego prozę, ten cytat byłby idealny.
Nasze rozstania to druga powieść
autora, którą miałem przyjemność czytać. Po Potencjale erotycznym mojej żony,
nie wiedzieć czemu wyobrażałem sobie Davida jako wielkie, uśmiechnięte
słoneczko, niczym z Teletubisiów, tylko dorosłe, puszczające do mnie oczko.
Spodziewałem się że Rozstania będą kolejną historią miłosną, ukazaną w
leciutko skrzywionym zwierciadle, co ani trochę nie byłoby złe. Zostałem jednak bardzo
mile zaskoczony, jest bowiem to powieść jak najbardziej na serio. Główny
bohater, Franz, opowiada o swoich uczuciowych perypetiach i kobietach które
pojawiały się i znikały w jego życiu. Uwagę skupia zwłaszcza na kochance
Celine, żonie Iris oraz swojej największej miłości Alice, które są ze sobą nierozerwalnie
związane. Jedna staje się przyczyną utraty drugiej, a trzecią poznaje dzięki
właśnie tej stracie.
Burzliwy związek z Alice stanowi oś na której
trzyma się cała fabuła. Przypomina mi to trochę Dzikie palmy Faulknera,
gdzie kochankowie oddają się namiętności i miłości, na przemian z niechęcią i
nienawiścią do siebie, albo Łuk Triumfalny Remarque'a,
gdzie bohaterowie rozstają się i wracają do siebie niezliczoną ilość razy,
dokładnie tak samo jak Alice i Fritz.
David Foenkionos nie naśladuje jednak nikogo.
Polski wydawca, z niezrozumiałych dla mnie powodów, porównuje go do
Murakamiego i Allena. Proza Foenkinosa jest świeża, oryginalna i bardzo
charakterystyczna, w niczym nie przypomina twórczości wspomnianych panów.
Pisarz płynie przez historię którą ma do opowiedzenia. Postacie i wydarzenia
które opisuje są integralną częścią przedstawianego świata, a jego historie,
wyłaniając się i niknąc w większej całości, nie mają początku ani końca. Autor
z rzadka tylko skupia się na szczegółach, jak usta stworzone do wypowiadania
spółgłosek, proste włosy czy krawat w grochy. Ważne, choć nie najważniejsze
miejsce w jego twórczości zajmuje również życie społeczne, czy to rodzinne,
wśród przyjaciół czy też w pracy.
Nie sposób nie zgodzić się z Markiem Bukowskim,
który zachęcając do lektury Naszych rozstań, pisze o niej jak o kuchni. Za francuskimi
potrawami nie przepadam, ale faktycznie coś takiego jest w tej książce, że
smakuje się jej najdrobniejszy fragment, i skojarzenia kulinarne są jak najbardziej
trafne. Aż ma się ochotę wylizać po niej talerz, i tylko żal że tak szybko się
kończy.
czwartek, 18 grudnia 2014
Patrick Modiano "Zagubiona dzielnica"
Laureat literackiej nagrody Nobla. Brzmi dumnie i bardzo poważnie. Przyznaję że niewielu noblistów miałem przyjemność czytać. Nie żeby nie było możliwości czy okazji. Obcując z tak utytułowanymi twórcami czuję się niepewnie, często nie mogąc pojąć cóż tak zafascynowało kapitułę by przyznać nagrodę. Po Zagubioną dzielnicę sięgnąłem jednak bez wahania. Leżała w księgarni i przyciągała mnie ku sobie.
Nie żałuję że dałem się porwać powieści Modiano, dosłownie i w przenośni. Autor operuje słowami i obrazami w taki sposób że ma się wrażenie iż jest się w miejscu które opisuje, widzimy i odczuwamy to samo co bohater. Wrażenie to spotęgowane jest sprytnym wybiegiem, jaki stosuje Patrick, traktując czytelnika jak kogoś kto bardzo dobrze zna Paryż. Skraca w ten sposób dystans między pisarzem a czytającym, pozwalając nam wziąć udział w historii, co prawda wciąż jako obserwator, ale siedzący przy sąsiednim stoliku w kawiarni.
Akcja powieści posuwa się niespiesznie do... tyłu. Im bliżej końca tym więcej poznajemy szczegółów historii która wydarzyła się wiele lat temu i skłoniła naszego bohatera do opuszczenia rodzinnych stron. Wyszukane towarzystwo, bogactwo, nocne kluby, przyjęcia i koktajle, odrobina dekadencji, fascynacja Femme Fatale i ciemne interesy, a wszystko to u schyłku pięknej epoki, którą bohaterowie wspominają z rozrzewnieniem. Leniwa, upalna teraźniejszość w mieście które kiedyś znał Ambrose Guise, a które teraz coraz mniej przypomina Paryż sprzed 20 lat, jest mniej realna od jego wspomnień. Gdy Ambrose wraz z podstarzałym sobowtórem Tintina przemierza opustoszałe nocą ulice w pogoni za samochodem widmo, bliżej jej do sennych majaków.
Dzięki takim smaczkom, okraszonym poetycznym językiem i wszechobecną melancholią, banalna opowieść o znudzonych życiem celebrytach z morderstwem w tle nabiera kolorów i wyrazistości. Nie sztuką jest napisać bestselerową powieść na pasjonujący temat, ale zajmująco opisywać przeciętność.
piątek, 21 listopada 2014
David Foenkinos "Potencjał erotyczny mojej żony"
Od jakiegoś czasu mam smak na francuszczyznę. Nie na przeraźliwie śmierdzące sery bez smaku, żabie udka i ślimaki, ale na francuskie powieści. Może to odrobinę snobistyczne, ale miło jest napisać o sobie, albo powiedzieć komuś że lubi się francuskie powieści. Zainspirowany uroczym filmem Delikatoność, z Audrey Tautou, na podstawie książki Davida Foenkinosa, postanowiłem poznać bliżej jego prozę. Delikatność już znałem, więc nie pozostało nic innego jak rozejrzeć się za innymi tytułami pióra francuza. O wyborze zadecydowała okładka, na której ciemnowłosa kobieta w czerwonej sukience myje okno, czyli Potencjał erotyczny mojej żony.
Od dawna nie miałem w rękach nowiutkiej, świeżutkiej, pachnącej, jeszcze przez nikogo nie czytanej książki. Celebrowałem więc chwilę gdy odginając okładkę zostawię nieodwracalny ślad, tak jak gdybym odbierał jej dziewictwo. W końcu, niezrażony nawet faktem iż autor uwielbia Gombrowicza, którego ja nie znoszę, zatopiłem się w pierwszej stronie, a chwilę potem poczułem że się czerwienię, oczarowany pisarstwem Davida. Jego styl jest jak niezwykle barwny obraz. Zdania przypominają pociągnięcia pędzlem, niemal widać odcisk włosia, a akapity kipią barwami i zaskakują odcieniami.
O czym jest Potencjał erotyczny mojej żony? Oczywiście o potencjale erotycznym żony głównego bohatera, Hektora, ale nie tylko. Hektor ma problem. Jest uzależniony od zbierania czegokolwiek, znaczków, patyczków, odznak, przysłów... Kolekcjonerstwo ma na celu wypełnić jego puste życie, z czego Hektor świetnie zdaje sobie sprawę. Postanawia więc wyleczyć się ze zbieractwa, zaczynając od niewłaściwej terapii, która wywróci jego życie do góry nogami. Nasz kolekcjoner spotka wiele przedziwnych postaci, jak na przykład dwóch polaków kolekcjonujących .... polaków występujących parami w powieściach, mężczyznę zbierającego chwile w których się stoi, mistrza kolarskiego, zdobędzie też przyjaciół, a co najważniejsze spotka swoją żonę. Całość historii Hektora ukazana jest ze sporym dystansem i przymrużeniem oka, dzięki czemu nawet w smutnych momentach czytelnika nie opuszcza dobry nastrój.
Oprócz opowiadania na prawo i lewo że lubi się francuską prozę, chciałoby się też powiedzieć tu i tam "moja żona", "moja żona to", "moja żona tamto", "moja żona i ja" itd. itp, tak jak Hektor, który delektował się faktem posiadania żony. I tym małżeńskim akcentem zakończę dzisiejszy post.
wtorek, 11 listopada 2014
Anna Gavalda "Billie"
Anna Gavalda milczała literacko przez 5 lat. Zapewne część czasu poświęciła na odpoczynek, bo jest dosyć płodną autorką, z sześcioma książkowymi wydaniami swych utworów, przetłumaczonymi na 42 języki, które sprzedały się w ponad 8 milionach egzemplarzy. Informacja o premierze jej nowej książki ucieszyła mnie bardzo. Od czasu gdy ładnych parę lat temu pod choinką znalazłem jej debiutancki tomik opowiadań Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał, stała się jedną z moich ulubionych pisarek. Poczułem też jednak lekki niepokój. Gavalda pisze świetnie, ale jej talent ma swoje lepsze i gorsze okresy. Mniej więcej co druga jej powieść jest pozytywnie przeciętna (za wyjątkiem Pocieszenia, którego nie byłem w stanie strawić przy trzech podejściach). Ostatnia, przetłumaczona na polski, w zasadzie nowela a nie powieść, Ostatni raz, była całkiem udana, więc moja obawa co do Billie nie była bezzasadna.
Całe szczęście martwiłem się nie potrzebnie. Billie to bardzo apetyczny literacki kąsek. Głównymi bohaterami jest dwójka nastolatków, Billie i Franck, mocno sponiewieranych przez życie. Nie mają przyjaciół, ani oparcia w rodzinie. Billie pochodzi ze społecznych nizin, żeby nie powiedzieć z samego dna. W jej rodzinie i środowisku dużo się pije, sypia z kim popadnie a dzieci zostawia samopas, czasem tylko szturchając, kopiąc czy w innych sposób ucząc że życie jest do dupy i przetrwają tylko twardziele. Franck wychowuje się w znacznie lepszych warunkach. Ma rodziców, ładny dom z ogrodem i perspektywy na przyszłość. Wrażliwy chłopiec o artystycznej duszy, gej, nie ma jednak kontaktu z rodzicami, zwłaszcza z ojcem. Jedyną bliską mu osobą jest babcia. Dwoje outsiderów otrzymuje za zadanie odegrać jedną ze scen w sztuce Musseta. Robią to tak świetnie, że na krótką chwilę zostają szkolnymi gwiazdami. Ich pięć minut szybko mija i wszystko wraca do normy. Wszystko poza jednym. Mają teraz siebie. Przyjaźń która ich połączyła i przetrwała nawet lata rozłąki.
Smutna i miejscami bardzo przygnębiająca historia, od której jednak nie sposób się oderwać. Gavalda zaskakuje totalną zmianą stylu, idealnie dostosowując język do dwudziestoparoletniej Billie, która opowiada nam swoją historię. Myślę że przeniesienie jej na ekrany kin jest tylko kwestią czasu. Nie zwlekajcie zatem. Marsz do księgarni i bibliotek.
Subskrybuj:
Posty (Atom)