Czym wyróżnia się dobra literatura spośród całej
masy lepszych i gorszych książek, zwykłych czytadeł? Po pierwsze, oprócz
intelektualnej rozrywki, dotyka w czytelnikach pewnych strun, z których
istnienia czasem nawet sami nie zdawali sobie sprawy. Porusza tematy ważne, ale
nie mówi o nich wprost. Ma wpływ na nasze życie. Pozwala na chwilę przenieść
się w miejscu i czasie, nawet o setki, tysiące kilometrów i dziesiątki lat.
Taka właśnie jest najnowsza powieść hiszpańskiej pisarki, Cristiny
Sánchez-Andrade.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą realizm magiczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą realizm magiczny. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 13 marca 2016
poniedziałek, 22 grudnia 2014
"Zimowa opowieść" w pierwszy dzień zimy
Zimową opowieść przeczytałem pod koniec poprzedniej zimy, w pierwszym
kwartale tego roku. Zawsze miałem słabość do powieści z wątkiem miłosnym, a gdy
łączy się z elementami fantastyki, wpadam jak śliwka w bigos. Premiera Zimowej
w polskim przekładzie zbiegła się z premierą filmu i było trochę głośno o
powieści. Ogólny zarys fabuły i urokliwa okładka kusiły mnie długo i w końcu
skusiły.
Co za fantastyczna książka! Takie było moje pierwsze wrażenie. Ten język,
opisy, postacie, krajobrazy, akcja, trochę jak ze snu, trochę jak u Dickensa.
Cudownie się czytało. Strona za stroną znikała niepostrzeżenie. Pierwszy z
momentów kulminacyjnych, scena na moście, wywoła przejściową gorączkę i
konieczność odłożenia Helprina na bok. Być może to był błąd. Może trzeba było
iść za ciosem, i z wypiekami na twarzy czytać dalej i tak siłą rozpędu gładko
dojść do końca. Nie ma co gdybać. Nie zrobiłem tak, i gdy po kilkudniowej
przerwie powróciłem do lektury, nie byłem już w stanie jej dalej strawić.
Realizm magiczny w wykonaniu amerykańskiego pisarza jest męczący i trochę
śmieszny. Tabuny postaci, nawymyślanych zupełnie niepotrzebnie, utrudniają
połapanie się w całości, kto jest kim i z kim, i jeszcze dlaczego, oraz kiedy.
Tak naprawdę nic tu nie jest ani realne, ani magiczne, tylko naciągane i szyte
grubymi nićmi. Irytuje zwłaszcza wielka, kochająca się i szczęśliwa rodzina,
jaką tworzą członkowie redakcji, ludzie którym zawsze wszystko się udaje odkąd spotkali na swojej drodze redaktora naczelnego, niemal boga.
Przypinanie Opowieści łatki arcydzieła literatury amerykańskiej jest nie
tylko przesadą, ale też ogromną krzywdą w stosunku do tych twórców, którzy w
przeciwieństwie do Marka Helprina byli lub są naprawdę wielkimi pisarzami, mieli coś
ważnego do przekazania i zrobili to w piękny sposób. W prozie Helprina,
przynajmniej tej niewielkiej próbce, nie ma nic wartościowego. Zwykła książeczka do kanapki rano, czy kotleta w południe. Naprawdę dziwią mnie zachwyty wygłaszane na jej temat. No chyba że jest
się Dorotą Wellman, i głupieje się po przeczytaniu czegoś więcej poza
scenariuszem kolejnego odcinka Dzień Dobry TVN.
poniedziałek, 17 listopada 2014
Joanna Bator "Ciemno, prawie noc" - powieść dla hardcorowców
Śmiało można powiedzieć o Joannie Bator że jest kobietą pracującą. Pisarka, publicystka, felietonistka Gazety Wyborczej, jurorka międzynarodowej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, autorka prac naukowych, esejów, powieści i opowiadań. Ma doktorat z filozofii, pracowała jako adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, oraz wykładowca w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Serca polskich czytelników zdobyła Japońskim Wachlarzem, efektem dwuletniego pobytu w Japonii. W 2011 roku Pani Joanna porzuciła karierę naukową, poświęcając się pisarstwu.
Ciemno, prawie noc, to jej czwarta w dorobku powieść, i mam nadzieję że nie ostatnia. Autorka powraca w niej w rodzinne strony, do Wałbrzycha. Główna bohaterka, Alicja Tabor, przyjeżdża do miasta by zebrać materiał do reportażu o zaginionych dzieciach. Zatrzymuje się w domu w którym spędziła dzieciństwo. Stara, poniemiecka, sypiąca się willa sprawia że zewsząd, jak karaluchy, wyłażą przykre wspomnienia, układające się w przerażającą historię, o której dzielna dziennikarka starała się zapomnieć. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością, trwale wiążąc Alicję z przerażającymi wydarzeniami, jakie mają miejsce w Wałbrzychu. Autorka z wielką klasą kreuje mroczną wizję podupadającego miasta, pełnego dziwnych postaci niczym z filmów Davida Lyncha. Mamy tutaj bliżej nieokreślone kociary, kocińskie, babcyjki, co do których nie wiadomo kim są i czy naprawdę są, transseksualną bibliotekarkę Celestynę, tajemniczego, przypominającego trochę nowego Bonada, Marcin, kotojady, kryjącego się w ciemnościach Mosadama Husaina, samozwańczych proroków i oszustów, a w tle zamek Książ, jego ostatnią właścicielkę i tajemniczy skarb. Do bólu realistycznie przedstawiony został świat przeciętnego polaka, który jakoś wiąże koniec z końcem, wegetując w nieskończoność, oraz środowisku marginesu społecznego, bezrobotnych, alkoholików i dzieciorobów. Pisarka nie pozostawiła też suchej nitki na religijnym oszołomstwie, tak zwanych katotalibach. Powieść ukazał się w 2012 roku, zatem wiadomo co było inspiracją dla tego wątku. Byłem, widziałem i z przykrością stwierdzam że wydarzenia opisywane w książce w pełni oddają to co działo się pod słynnym krzyżem.
W zasadzie nie ma się tutaj do czego przyczepić. Nie polecałbym jednak lektury tej książki każdemu. Mroczność dosłownie wycieka z pomiędzy okładek, i niewprawny czytelnik może się szybko zmęczyć. Pozostali, literaccy twardziele, obowiązkowo dopisują ten tytuł do listy Musisz Przeczytać. A na koniec się pochwalę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)