Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sci Fi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sci Fi. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 grudnia 2016

John Scalzi "Wojna starego człowieka"

oczytany facet

Sięgając po Wojnę starego człowieka musimy postawić sobie dwa założenia. W pierwszym, niech powieść Johna Scalzi będzie kabaretem, albo pastiszem. Wtedy możemy uznać ją za dobrą. W drugim, przyjmijmy że autor pisał z grubsza na serio. W takim wypadku należy ją uznać za niewypał. 

środa, 21 września 2016

Don DeLillo "Gwiazda Ratnera"

foto. internet

W różnego rodzaju słownikach, encyklopediach i źródłach internetowych, możemy spotkać kilka definicji naukowca. Wikipedia na ten przykład mówi że jest to "człowiek pracujący naukowo, ekspert w pewnej dziedzinie nauki, stosujący w prowadzonych przez siebie badaniach odpowiednie metody naukowe, osoba „poszukująca odpowiedzi na pytania, na które dotychczas nikt nie odpowiedział, za pomocą metod umożliwiających udowodnienie odpowiedzi”. Zawód naukowca charakteryzuje się „wnikliwością w rozróżnianiu rzeczy na pozór jednakowych, zdolnością kojarzenia rzeczy na pozór ze sobą nie związanych oraz krytycyzmem w rozpoznawaniu prawd i fałszów mających pozory prawd. [...] Pasji badawczej nie można zamówić, zaplanować czy nakazać. Jest stanem psychicznym, który nie opuszcza naukowca w żadnej godzinie." Na studiach, podczas zajęć z Naukoznawstwa, zastanawialiśmy się nad tym jakim człowiekiem jest naukowiec. Wnioski jakie powstały podczas dyskusji nie były optymistyczne. Naukowiec to człowiek często wyalienowany, bywa że w jakimś stopniu emocjonalnie kaleki, o innym sposobie postrzegania świata, przez pochłonięcie swoją dziedziną, nurtującym go problem, poza głównym nurtem życia. Człowiek który prawdopodobnie nie poradziłby sobie gdyby nagle musiał zajmować się codziennymi, prozaicznymi czynnościami. Najnowsza powieść Dona DeLillo opowiada właśnie o takich ludziach. 

sobota, 10 września 2016

Monika Błądek "Gloria"


Literackie przestrzenie zapełniają się kolejnymi nastoletnimi herosami. Ukochane wampirów, genialni chłopcy ratujący ludzkość przed inwazją obcych, wojowniczki obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami. Do tego grona dołączyła właśnie nasza rodzima heroina, Gloria, bohaterka powieści Moniki Błądek pod tym samym tytułem. 

czwartek, 4 lutego 2016

Emily St. John Mandel "Stacja jedenaście"

Emily St. John Mandel "Stacja jedenaście" oczytany facet

Od kilku dekad co jakiś czas pojawiają się w mediach doniesienia o straszliwych wirusach, których ofiarami padają setki ludzi i zwierząt. Gdy po raz pierwszy usłyszałem o czymś takim w połowie lat dziewięćdziesiątych, byłem bardzo przerażony. Kolejne ptasie, świńskie i krowie grypy, rozdmuchiwane przez koncerny farmaceutyczne, sprawiły że dziś nikt już się tym nie przejmuje. Trochę jak w tej bajce o chłopcu który krzyczał że nadciąga wilk. Mam tylko nadzieję że nie będzie tak jak w tej opowieści, że gdy jakiś śmiertelny wirus opanuje świat nie zbagatelizujemy tego, jak ma to miejsce w Stacji jedenaście Emily St. John Mandel.

piątek, 15 stycznia 2016

Fantastyczny piątek - Douglas Adams



Jakieś dwie dekady temu Daouglas Adams był bardzo popularnym pisarzem wśród polskich miłośników literatury fantasy i SciFi. Jego powieści znalazły się w poczytnej serii Kameleon. Fani cytowali fragmenty, przerzucali się żartami i zaśmiewali się, śledząc poczynania jego bohaterów. W kinach można było obejrzeć świetną ekranizację jednej z książek, "Autostopem przez galaktykę", z nieodżałowanym Alanem Rickmanem w jednej z ról. 

sobota, 7 listopada 2015

MacGyver w kosmosie, czyli Andy Weir "Marsjanin"



Andy Weir "Marsjanin"  recenzja

Marsjanin jest powieściowym debiutem amerykańskiego pisarza Andy Weiera. Andy zaczął tworzyć w nurcie Sci Fi w wieku 20 lat. Swoje wczesne utwory publikował na stronie internetowej. Dopiero Marsjanin doczekał się publikacji w postaci papierowej, i z miejsca został okrzyknięty bestsellerem.  Książka stanowi świetny materiał na film, co bardzo szybko zauważyła branża filmowa. Niedawno w kinach zagościła ekranizacja w reżyserii mistrza Ridleya Scotta. Filmu jeszcze nie widziałem. Chciałem najpierw zmierzyć się z książkowym pierwowzorem, tak żeby nikt nie podpowiadał mojej wyobraźni co i jak ma wyglądać. Niestety nie udało się tego uniknąć. Wystarczył krótki zwiastun w kinie, bym podczas lektury widział Matta Damona wyczyniającego marsjańskie harce. Mówi się trudno i czyta dalej.

piątek, 23 października 2015

Fantastyczny Piątek - Nancy Kress


Nancy Kress Hiszpańscy Żebracy

Uznana dziś autorka powieści Sci Fi, nie wiązała swojej przyszłości i kariery z pisarstwem i literaturą. Ukończyła co prawda studia z dziedziny literatury,  i pisanie krótkich form prozatorskich stanowiło dla niej jedną z rozrywek, ale zawodowo zajmował się nauczaniem, a później pracą w agencji marketingowej. Dopiero gdy na świecie pojawiły się jej dzieci, a ona sama poświęciła się ich wychowywaniu, zaczęła więcej pisać. Pierwszy większy sukces przyniosło jej opowiadanie Beggars in Spain, za które w 1991 roku otrzymała nagrodę Hugo i Nebula. Opowiadanie urosło następnie do rozmiarów powieści pod tym samym tytułem, w Polsce wydanej jako Hiszpańscy Żebracy, będącej pierwszą częścią trylogii (następne były Żebracy nie mają wyboru i Żebracy na koniach). To właśnie ten cykl przyniósł jej uznanie i popularność. 

piątek, 2 października 2015

Fantastyczny Piątek - Siergiej Łukjanienko



Mody literackie, jak wszystkie inne mody, szybko mijają. W pewnych przypadkach (patrz na przykład Grey) to idealne rozwiązanie. O złych książkach i autorach z wyraźnymi problemami natury psychicznej, należy zapomnieć jak najszybciej. Niestety czasem dotyka to również literatów z średnich i górnych półek. Tak też było z Siergiejem Łukjanienko, pisarzem który plasuje się gdzieś pomiędzy nimi. Swego czasu było o nim głośno w Polsce, z racji dwóch ekranizacji jego powieści, "Nocny Patrol" i "Dzienny Patrol". Dziś już chyba tylko zagorzali miłośnicy fantastyki wiedzą kim jest twórca patroli jasnych i ciemnych. 

niedziela, 19 lipca 2015

C.S. Lewis "Mroczna wieża"


Z dzieciństwa pamiętam wielką fascynację cyklem powieściowym Opowieści z Narnii. Pamiętam pierwsze moje spotkanie z tą fantastyczną historią, w pewien sobotni poranek, gdy ze starszym bratem oglądałem po raz pierwszy animowaną adaptację Lwa, Czarownicy i Starej Szafy. Dopiero potem w moje ręce trafił cały cykl książek, które z bratem czytaliśmy na zmianę. Sięgałem po te powieści później jeszcze wiele razy, i niektóre tomy znałem niemal na pamięć. Wiele lat później, dzięki przemiłej redaktor naczelnej portalu dobre książki, miałem okazję poznać prozę Lewisa z nieco innej strony.

Mowa tutaj o wydanym w 2013 roku tomie krótkich form prozatorskich, autorstwa Lewisa, wcześniej raczej nie znanych szerszemu gronu odbiorców, a z pewnością nie polskim czytelnikom. Opowiadania i nowele, zawarte w tym tomie, odnalazł po śmierci autora w jego notatnikach i dokumentach, sekretarz i pomocnik Walter Hooper, jak głosi wstęp napisany przez tegoż właśnie Pana. Rękopisy zostały uratowane przed wrzuceniem do ogna, gdzie trafiło wiele z dokumentów pozostawionych przez zmarłego pisarza. Uważam że niszczenie spuścizny po tak wybitnych osobistościach jest złe, ale jednocześnie twierdzę że nie wszystko co zostało stworzone przez autora, powinno trafić do druku. Najwyraźniej sam Lewis też nie uważał by akurat te konkretne utwory nadawały się do publikacji. Sam fakt że dwa z nich, tytułowa Mroczna wieża, i ostatni w tomie Po dziesięciu latach, urywają się w trakcie, nawet nie wiadomo czy w połowie, czy też bliżej końca, przemawia za tym że takiego tekstu nie powinno się udostępniać. Czytelnik rozczarowany, nie dowie się jak obie historie się zakończyły, czego nie próbuje nawet dojść wspomniany już sekretarz, w wyjaśnieniach do obydwu utworów. 

Generalnie nie przepadam za opowiadaniami. Zanim człowiek zdąży się wczuć w akcję, polubić lub znienawidzić bohaterów, nadchodzi koniec i, albo zostajesz z niczym, albo zaczynasz czytać coś nowego, pobieżnie i niedokładnie, jedną nogą pozostając wciąż w zakończonej opowieści. Nie inaczej sprawa wygląda w przypadku Mrocznej wieży. Jedynie dwa teksty wciągnęły mnie i przypadły mi do gustu, tytułowa nowela i Anioły opiekuńcze. Mroczna wieża zainteresowała mnie swoim nietypowym podejściem do tematyki podróży w czasie, które potem niestety nieco zmalało. Próba uchwycenia filozoficznych rozważań na temat czasu w ramy ścisłej nauki przez pisarza - humanistę z krwi, kości i z duszy, wypada niezbyt przekonująco. Brak zakończenia tej, mimo wszystko zajmującej prozy, sprawił że miałem ochotę wyrzucić książkę przez okno. Anioły opiekuńcze natomiast, ukazały nieco inne oblicze angielskiego, konserwatywnego i nieco skostniałego dżentelmena, który zawsze kojarzy mi się z Antonym Hopkinnsem wcielajacym się w C.S. Lewisa w filmie Cienista dolina. Okazuje się że twórca postaci Alsana miał doś specyficzne poczucie humoru. Anioły przypominają mi też inną świetną powieść z tego gatunku, Kroniki Marsjańskie Raya Bradburyego. Poza tym że akcja obydwu utworów rozgrywa się na Marsie, to u obydwu autorów odnalazłem podobny klimat. Zaskakujące jest jaką wiedzę, lub też wyobraźnie na tyle bogatą, by umożliwić Lewisowi zobaczenie tego jak w przybliżeniu będą wyglądać w przyszłości podróże międzyplanetarne. Opowiadanie powstało przecież znacznie wcześniej, zanim rozpoczął się kosmiczny boom. 

Mroczna wieża spodoba się miłośnikom poza Narnijskiej twórczości Lewisa. Dla mnie jednak, wielkiego fana Ryczipiska i pozostałych niezapomnianych postaci, biorąc też pod uwagę perspektywę czasu, setki przeczytanych książek i obejrzanych filmów, opowiadania te wydają mi się nieco blade, pozbawione ikry i tego czegoś co przyciąga czytelników. Ani porywające, ani zachwycające. Do przeczytania, i szybkiego zapomnienia, bez żalu.


czwartek, 29 stycznia 2015

Stephen Baxter, Terry Pratchett "Długa wojna"


Pewnego dnia, na pięknej, niczym nie skażonej łące materializuje się ciężarna dziewczyna. Jest w trakcie porodu, który przebiega bez większych komplikacji. Zaraz po wydaniu na świat dziecka, dziewczyna znika. Noworodek zostaje sam. Kilkanaście lat później chłopiec z ziemniaka i kilku drutów tworzy kroker, urządzenie umożliwiające przechodzenie do równoległej Ziemi. Sam posiada wrodzoną zdolność ku temu i nie potrzebuje urządzenia. O wynalazku jak i o chłopcu szybko staje się głośno. Ludzie masowo zaczynają przekraczać ze zniszczonej Ziemi do tej dziewiczej, równoległej. Jak się okazuje, jest ich niezwykle dużo i każda czymś różni się od Podstawowej. Niektóre światy dosyć znacznie odbiegają od tego znanego nam. Rozpoczyna się nowa era kolonizacji. Nie wszystkim się to podoba, są bowiem ludzie którzy nie mogą przekroczyć nawet z pomocą krokera. Wokół niespodziewanie powiększonego wszechświata i wszystkiego co z tym związane zaczynają narastać frustracje, sekty, domysły, wszystko co u słabych i ograniczonych prowadzić może do niebezpiecznych posunięć. W tym czasie ów chłopiec, Joshua, podróżuje przez kolejne warianty naszej planety na pokładzie sterowca, wraz z obrzydliwie bogatym domorosłym naukowcem, który w zasadzie jest powietrznym statkiem, oraz przygodnie napotkaną Sally, która tak jak on nie potrzebuje maszyny by przekraczać. 

Tak w skrócie wygląda początek nowego cyklu Terrego Pracheta i Stephena Baxtera. Wciągająca historia, napisana z rozmachem i odpowiednio dużą dawką humoru. Panowie autorzy postanowili tę intrygującą powieść rozciągnąć na kolejne tomy, co początkowo bardzo mnie ucieszyło, ale w rezultacie okazało się błędem. Długa Ziemia najlepiej prezentowała się pojedynczo i samodzielnie, bez ciągów dalszych. Cóż, mleko się już rozlało i część druga trafiła do księgarń.

Bolączką Długiej Wojny jest problem z którym boryka się większość kontynuacji książek czy też filmów. Jest nią wtórność i przegadanie. Niemal połowę pierwszego tomu zajmowały opisy światów, które zwiedza trio naszych bohaterów, przeplatane błyskotliwymi rozmowami między nimi. W części drugiej otrzymujemy to samo, tylko w mniejszej dawce i z udziałem innych osób. Twórcom tego uniwersum zabrakło kreatywności przy kreowaniu kolejnych światów i zaludniających je mieszkańców. Nowi bohaterowie są schematyczni i przewidywalni aż do bólu, jak synek Joshui, który oczywiście uwielbia grać w kosza i udawać komentatora sportowego, heroiczna żona i matka, która walczy o dobro świata ale przede wszystkim własnej rodziny, taka matka długoziemka, skorumpowani politycy o przenikliwych i ostrych jak brzytwa umysłach itd itp. Chwilami miałem wrażenie że ktoś mi podmienił książkę, podkładając którąś z wielu powieści Carda o nastoletnich mesjaszach, ich rodzinach i przyjaciołach, chociaż Terry i Stephen szybko rozwiewali moje obawy, wymyślając nieprawdopodobne i niemożliwe zwroty akcji, ze zmartwychwstaniem i skopiowaniem, łącznie z pamięcią i wspomnieniami, martwego mózgu włącznie.

Niedługo ukaże się polskie tłumaczenie trzeciego tomu, Długi Mars. Wspominałem o tym przed kilkoma dniami. Miałem zamiar przeczytać, ale z pewnością już tego nie zrobię. Długa Wojna zniesmaczyła mnie do tego stopnia że na najbliższe miesiące Pratchet i Baxter trafiają do pudełka z napisem NIE CZYTAĆ.

środa, 12 listopada 2014

Anna Kańtoch "Przedksiężycowi"


Polska literatura fantasy oraz Sci Fi odkąd zabrakło Lema i Zajdla nie jest w najlepszej formie. Oczywiście jest Jacek Dukaj, gdzieś tam przewinęła się Ewa Białołęcka ze świetnym Tkaczem Iluzji, którego potem sama zepsuła rozciągając w męczącą serię, i Jarosław Grzędowicz, którego Pan Lodowego Ogrodu zapowiadał się świetnie, ale czwartym tomem wykończył wielu czytelników. Co poza tym? Sapkowski, którego fenomenu pierdzących w siodła wojów, zapijaczonych bardów i wymyślnych potworów nigdy nie rozumiałem, Philipiuk, którego styl przypomina opowiadania pisane przez licealistów, i pani Kossakowska, jednoznacznie kojarząca się ze stereotypową, nieciekawą fanką fantastyki.


Wśród tej przypadkowej zbieraniny trudno odszukać takie perełki jak Anna Kańtoch i jej trylogia Przedksiężycowi. Tytuł nie brzmi zbyt zachęcająco. Sięgnąłem po pierwszy tom z polecenia, i w pierwszy odruchu chciałem go szybko wrzucić za szafę. Trafiamy w sam środek jakiejś historii. Kończący się lot kosmiczny. Statek naukowo badawczy i załoga która ewidentnie nie pała do siebie sympatią. Resztki ludzkości. Uciekinierzy ze zniszczonej Ziemi, poszukujący nowego miejsca we wszechświecie do osiedlenia się. Komputer pokładowy sygnalizuje o planecie którą właśnie mijają, i na której być może istnieje jakaś cywilizacja. Astronauci postanawiają ją zbadać. Trafiają na przedziwną, mroczną, zniszczoną planetę. Cywilizacja na niej istniała, ale wszystko wskazuje na to że wyginęła tysiące lat temu. Nasi bohaterowie zwiedzają upiorne ruiny. W pewnym momencie dzieje się coś niezwykłego. Ruiny zaczynają się poruszać, jedna z badających, zostaje draśnięta. Jej stan zdrowia gwałtownie się pogarsza. Zanim zdąż dotrzeć do statku, umiera. Jej towarzysz, próbując jej pomóc, również nagle podupada na zdrowiu, a trzeci z badaczy gdzieś się zgubił. 


Trochę to nudne, wymuszone i śmieszne. Takie miałem wrażenie. Nie poddałem się jednak, i odwróciłem następną stronę. Zmiana miejsca akcji. Inne miejsce, inny czas. Futurystyczna metropolia i dwoje młodych ludzi. Szykują się, wraz z pozostałymi mieszkańcami miasta, na coś nazywanego Skokiem, organizowanego przez tytułowych Przedksiężycowych. Atmosferą przypomina trochę naszego sylwestra. Tylko trochę, bowiem już po kilku kolejnych stronach dowiadujemy się że powtarzający się co jakiś czas Skok to nic innego jak swego rodzaju selekcja. Zabiera wszystko co zniszczone i zbyt mało doskonałe, w tym przede wszystkim ludzi. Ci którzy pozostają mogą się cieszyć, świętować i czekać na kolejny Skok, który może i tym razem ich ocali, przybliżając do mitycznego przebudzenia. Chłopak, artysta malarz, sierota, jest przekonany że tym razem przyjdzie jego kolej by zostać w tyle. Dziewczyna, pochodząca z dobrej rodziny, przeszła wiele genozmian i jest pewna że i tym razem jej się uda. Obydwoje bardzo się mylą. On zostaje i w powszechnym szale radości ocalonych spotyka dziewczynę równie zdziwioną tym że została jak i on. Tu się zaczyna właściwa historia. Kim są Przedksiężycowi? Czy można ich w jakiś sposób pokonać? Powstrzymać Skoki? Czym jest Przebudzenie? Co się stało z zaginionym członkiem załogi? Na te i inne pytania autorka odpowiada sukcesywnie, prowadząc nas przez gąszcz postaci z pierwszego, drugiego i trzeciego planu, licznych zwrotów akcji i wiele poziomów wtajemniczenia w całą tę zagadkę. Ostateczne rozwiązanie znajdziemy dopiero na samym końcu. Inna spraw czy to jest tak naprawdę koniec, czy może raczej początek?

Powieść napisana lekko i zgrabnie. Anna Kańtoch zachwyca wyobraźnią, tworząc niezwykle skomplikowany, bardzo rozbudowany i wiarygodny wszechświat. Jedno co można zarzucić temu cyklowi to zbyt duża ilość postaci i zwroty akcji doprowadzające czytelnika do szału. Pani Anna powinna być wzorem dla wszystkich parających się literaturą fantasy i Sci Fi.

niedziela, 9 listopada 2014

Gary Shteyngart "Super smutna i prawdziwa historia miłosna"


Nie każda miłość jest piękna i romantyczna, i nie każda powieść w której wątek miłosny gra pierwsze skrzypce jest romansem. Taka właśnie jest Super smutna i prawdziwa historia miłosna, na pograniczu literatury obyczajowej, Sci Fi z odrobiną dramatu psychologicznego.

Gary, główny bohater książki, ma 39 lat, lekką nadwagę i jest dość mocno staromodny. Żyje w czasach w których o tym jakim jesteś człowiekiem nie świadczą twoje uczynki, ale twój poziom fuckability i wypłacalność. Świat w którym każdy ma swój aparat, za pomocą którego komunikuje się z bliskimi, ogląda telewizję, szuka potrzebnych informacji, płaci za zakupy. Jego ojczysty kraj, Stany Zjednoczone, chyli się ku upadkowi, a prym na arenie międzynarodowej wiodą Chiny. Świat w którym nikt oprócz niego nie czyta już książek, które według rozpowszechnionej informacji śmierdzą i są źródłem bakterii. Świat w którym można się w nieskończoność odmładzać, żyjąc dzięki temu wiecznie, oczywiście jeśli posiada się na koncie odpowiednią sumkę. Ci których na to nie stać wegetują w ukryciu, wstydząc się swoich niskich dochodów. Dodajmy do tego jeszcze polityczne przepychanki i tragedie rodem z placu Tian'anmen i będziemy mieli pełen obraz parszywej rzeczywistości przedstawionej przez Garego Shteyngarta.

W tak trudnych i niesprzyjających warunkach rodzi się uczucie. Gary poznaje młodziutką Eunice, która jest esencją współczesności, totalnym przeciwieństwem starszego mężczyzny. Pomimo ogromnej przepaści pokoleniowej i kulturowej, jak ich dzieli, próbują ułożyć sobie wspólne życie. Gary jest dosłownie uzależniony od swojej kochanki. Robi wszystko czego sobie zażyczy, jednocześnie pokazując jej odrobinę dawnego świata, czytając książki na głos, ucząc człowieczeństwa. Eunice, na pierwszy rzut oka wydaje się być zimną i wyrachowaną osobą. Tak naprawdę jest bardzo pogubiona, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Czuje coś do Garego, ale trudno jej, i czytelnikom również, określić czy to jest miłość, przyjaźń, litość czy coś pomiędzy. Żeby sprawę jeszcze bardziej skomplikować na horyzoncie pojawia się ekscentryczny szef, przyjaciel i mentor naszego bohatera, kumple, specyficzna rodzina Eunice i środowisko potomków chińskich emigrantów z czasów gdy to Ameryka była upragnionym rajem. 

Chociaż opisywana przez autora sytuacja jest ponura, przytłaczająca, przerażająca i niestety coraz bardziej prawdopodobna, to powieść czyta się jednym tchem. Shteyngart jest świetnym obserwatorem i dzięki temu stworzył postacie niejednoznaczne, ani złe ani dobre, których się nienawidzi by po chwili zacząć lubić, a klika stronic dalej znów stracić sympatię. Są ludźmi z krwi i kości, tyle że żyjącymi na kartach książki. Warto sięgnąć po ten tytuł. Dowiemy się o sobie samych wielu rzeczy, a przede wszystkim zwrócimy uwagę na to co do tej pory w nas samych i otaczającym nas świecie nie zaprzątało naszych myśli, ewentualnie było pretekstem do ciekawej dyskusji przy piwie, z której potem nic nie wynikało. Mam na myśli coraz bardziej rozluźniające się więzi międzyludzkie, zastępowane substytutem w postaci portali społecznościowych i wirtualnych znajomości, uzależnienie od gadżetów i stanu posiadania, pusta, kolorowa codzienność, pozbawiona korzeni i historii. Skoro już to dostrzegliśmy, można zastanowić się co zrobić by to zmienić, i zacząć działać. Tak by Super smutna i prawdziwa historia miłosna pozostała tylko i wyłącznie fikcją literacką.



sobota, 18 października 2014

Trochę klasyki na początek


Zaczynam z pozytronowym przytupem od wyrażenia opinii na temat jednej z klasycznych już powieści z gatunku Sci Fi, "Pozytronowego Człowieka" Isaaca Asimova. To było moje pierwsze spotkanie z twórcą trzech praw robotyki, i być może nie ostatnie, chociaż tego nie jestem pewien. Pierwsze strony powieści odrobinę nudzą. Ot futurystyczna wizja świata w odległej, bardzo odległej przyszłości, bogaty, znudzony życiem mężczyzna odwiedza chirurga - robota z prośbą by ten wykonał na nim zabieg który stoi w sprzeczności z jednym z trzech praw,  niemożnością skrzywdzenia człowieka. Robot odmawia, słusznie tłumacząc się tym zakazem, a mężczyzna wyjaśnia że jest takim samym robotem jak on i rozpoczyna opowieść o swoim bardzo długim życiu. W tym momencie moje zainteresowanie książką gwałtownie wzrosło. Kolejne strony pochłaniałem z zachłannością godną najlepszego kryminału. Szybko jednak przekonałem się że łatwo można przewidzieć kolejne etapy drogi blaszanego robota do stania się człowiekiem, mało tego, nawet konkretne wydarzenia i sytuacje nie zaskakiwały. Zacząłem się nudzić, zauważać niedociągnięcia i sprzeczności. Autor wielokrotnie powtarzał ustami kolejnych bohaterów drugoplanowych że istota ludzka jest tak niesamowicie złożona, pogmatwana, niepowtarzalna i często irracjonalna, ale do kreacji swoich postaci wykorzystał raptem kilka gotowych schematów. Razi też trochę styl pisarski. Momentami powieść przypominała bardziej jej szkic niż właściwe dzieło. No i najbardziej irytująca sprawa. Główny bohater, tytułowy pozytronowy człowiek, przez dziesięciolecia dążył do tego by stać się jak najbardziej ludzkim, by być człowiekiem, podkreślając co i róż że różni się od innych robotów, by na sam koniec powiedzieć "jestem takim samym robotem jak ty".

Czy warto sięgnąć po tę pozycję? Jeśli ktoś ambicje przeczytania jak największej ilości znanych tytułów, to jak najbardziej powinien. Natomiast ten kto liczy na to że ta historia w jakiś sposób wpłynie na jego życie, że znajdzie w niej odpowiedzi na nurtujące go pytania, spokojnie może sobie odpuści lekturę.
SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl