Cienioryt
jest jedną z tych książek, z którymi nie wiadomo co zrobić. Brakuje słów by cokolwiek
na jej temat powiedzieć, napisać. A jeśli już jakieś się pojawiają, to nie są
one zbyt pochlebne. Najczęściej wśród nich występuje ta para „wielki zawód”. Po autorze „Krawędzi czasu”, i laureacie
Zajdla, właśnie za Cienioryt, spodziewałem się fantastycznych, literackich
fajerwerków, tymczasem otrzymałem podrabiane kapiszony.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo literackie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo literackie. Pokaż wszystkie posty
piątek, 11 listopada 2016
niedziela, 3 kwietnia 2016
środa, 9 września 2015
Szczepan Twardoch "Drach"
Przyznaję się, całkowicie dobrowolnie, że
twórczość Szczepana Twardocha, jak i sam pisarz były mi kompletnie obce. Gdzieś
tam słyszałem o medialnej nagonce na delikwenta o tym imieniu i nazwisku, za to
że dostał (jak śmiał !) i przyjął (to już woła o pomstę do nieba !) mercedesa,
ale nie łączyłem Twardocha posiadacza super auta z literaturą. Do polskiej
prozy współczesnej mam takie samo podejście jak do kina, czyli jak pies do
jeża. Przeintelektualizowane, wydumane, niestrawne tomiszcza i małe książeczki skutecznie
mnie odstraszają. Polskich autorów czytam tylko wtedy gdy ktoś mi poleci, a i w
takich przypadkach nie w każdą polecankę wierzę. Tak się złożyło że Twardocha
nikt mi nie polecał, aż do dnia ogłoszenia nominacji do tegorocznej nagrody Nike.
Postanowiłem więc poświęcić trochę uwagi Szczepanowi, a że nominacja dotyczy
jego ostatniej powieści, wybór padł na Drach.
Drach jest strasznie nieuporządkowany, to jeden
wielki chaos. Przez niespełna 400 stron poznajemy dzieje pewnej śląskiej
rodziny, Józefa Magnora i jego potomków, w całym dwudziestym i na początku
dwudziestego pierwszego wieku. Nie jest to jednak saga rodzinna, a z pewnością
nie typowa opowieść o kolejnych pokoleniach, która charakteryzuje się płynną,
linearną narracją. W Drachu jest ona poszatkowana na drobne kawałeczki. Co
chwila rwie się, przeskakuje o dziesiątki lat wstecz lub w przyszłość, albo
odbiega ku postaciom trzecioplanowym, poświęcając im zbyt wiele uwagi.
Taki zabieg czyni powieść mało czytelną, i trzeba bardzo uważać żeby nie pobłądzić.
Obserwatorem wydarzeń autor uczynił mityczne coś,
tytułowego Dracha, który wie wszystko, o wszystkich i o wszystkim, w każdym
czasie. Pomysł ciekawy, ale niedopracowany. Szczepan miał zapewne najlepsze
intencje, wymyślając takiego, a nie innego narratora, i osiągnąłby zamierzony
skutek, gdyby troszkę bardziej się postarał. Poprzestał jednak na pierwszej,
najmniejszej linii oporu, zadowalając się odrobiną przyprawy jaką są modne
udziwnienia. Zdania typu "W tym samym czasie, ale 80 lat
wcześniej", które pojawiają się w powieści wielokrotnie i mają podkreślać
jak totalnym bytem jest Drach, pozostającym w oderwaniu od wszystkiego, kłują w
oczy, traktują umysł papierem ściernym, i nie jest to ani trochę przyjemne.
Jeśli coś jest w tym samym czasie, to nie może dziać się ani wcześniej ani
później, tylko w tym konkretnym momencie. Na dodatek Twardoch nie
wyjaśnia czym lub kim jest ów Drach. Czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź
miedzy wierszami. Jakby tego było mało autor epatuje przemocą i obrzydliwymi
opisami, zapewne drugim składnikiem, który miał przynieść książce rozgłos.
Miejscami widać też dość nieudolnie próby nadania prozie głębi, przez
nawiązania do pogańskich kultów i, nie wprost, do Pisma Świętego.
Pierwsze wrażenie było okropne. Co to za bełkot?
Co za szmira? Co autor bierze ? Ja z pewnością tego nie wezmę. Po
kilkudziesięciu stronach zauważyłem jednak że jest nieco lepiej. Rozczytawszy
się, brnąłem dalej w to śląskie pomieszanie z poplątaniem. Po mimo tego że w
pewnym momencie czytelnik jest już Drachem mocno zmęczony, warto się
zmobilizować i przeczytać do końca. Przed rzuceniem książką o ścianę i
wykrzyczeniem paru inwektyw pod adresem pisarza, powstrzymuje tylko fakt że z
pomiędzy tych wszystkich szumów i zabrudzeń wyłania się ciekawy obraz Śląska z
okresu Pierwszej Wojny Światowej oraz międzywojnia.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Wspomnienie o dorastaniu w czasach przełomu
Wspomnienie o dorastaniu w czasach przełomu, to jedno z dwóch zdań którym można opisać Znaki szczególne Pauliny Wilk, dziennikarki, reportażystki i pisarki. Autorka "Lalek w ogniu. Opowieści z Indii" tym razem zabrała czytelników w podróż równie odległą, podróż w czasie o dwadzieścia kilka lat wstecz. Znaki szczególne to opowieść o przemianach jakie nastąpiły po roku 1989, o zmianach widzianych oczami dzieci. Pisarka zestawia ze sobą dwa światy, ten sprzed i po. Jednostajny, dwukolorowy, niezmienny od lat, i wielobarwny, krzykliwy, zmieniający się co chwila, jak kadr z amerykańskiego filmu. Dobrze pamiętam jak nowa rzeczywistość fascynowała i przyciągała mnie i moich rówieśników. Nie mogę powiedzieć by moje dzieciństwo było nieciekawe czy nieszczęśliwe, albo nawet ubogie. Było jak był, mało się miało, i nawet wizyty w Pewexie, najczęściej tylko by popatrzeć i powąchać, nie powodowały że jako dzieci zauważaliśmy fakt iż czegoś nam brakuje. Była wyobraźnia, czasami nawet w nadmiarze, mnóstwo energii i co najważniejsze, zawsze chętni do zabawy koledzy i koleżanki. Wystarczyło jednak wręczyć nam raz, drugi, trzeci kolorowy długopis, fikuśny piórnik czy zagraniczne słodycze, byśmy uświadomili sobie że inni, nie tylko w odległych miejscach, ale również w sąsiednim mieszkaniu, mając więcej i lepiej. Zmienił się sposób myślenia i postrzegania świata. To wtedy zaczęły powolutku zanikać, usychać więzi międzyludzkie, a proces ten przyspieszyło tylko pojawienie się komórek i smartfonów. O tym właśnie pisze koleżanka Wilk, i do takich przemyśleń zmusza. Okazuje się że ta brzydka epoka sprzed 1989 roku, wcale nie była taka okropna. Okres zanim stałem się nastolatkiem, w szkołach przestano nosić fartuszki, a na przerwach zamiast w coś grać czytano kolorowe szmatławce dla młodzieży lub popisywano się tym co rodzice kupili podczas sobotnich zakupów, widzę w kolorze sepii, i mile go wspominam.
Drugim zdaniem opisującym tę niewielkich rozmiarów książeczkę jest zachłyśnięcie się współczesnością. Co prawda Paulina Wilk kilkakrotnie wspomina o tym że nowa rzeczywistość nie dla wszystkich okazała się przychylna, że wypluła setki bezdomnych, ludzi o złamanych życiorysach, o pozostawionym z dnia na dzień w tyle starszym pokoleniu, o niemal boskiej Unii Europejskiej która wypięła się na swych najwierniejszych akolitów, ale jednocześnie wychwala tę nową, pełną dobrobytu Polskę. Nie da się zaprzeczyć że faktycznie bardzo dużo zmieniło się na plus, ale wiele aspektów życia uległo pogorszeniu. Autorka chyba nie wzięła pod uwagę tego, być może zwyczajnie nie była tego świadoma, że nie każdy student mógł sobie pozwolić na pisanie sms-ów do rodziców z któregoś piętra w hotelu w Delhi, czy błąkać się dla przyjemności po Londynie. Najczęściej wyglądało to tak że, gdy już taka Małgosia z Jasiem wyjechali za granicę, to nie na wakacje a do ciężkiej pracy u Baby Jagi. Cóż nie każdy miał mamę w Inspekcji Handlowej i tatę w sztabie...
Znaki szczególne nie są złe. Czyta się je lekko, przyjemnie i z zainteresowaniem. Zdecydowaną zaletą książki, zwłaszcza dla rówieśnika pisarki, jest przypomnienie o tym jak kiedyś było. Czytelnik zostaje wprowadzony na właściwe tory, które mają zaprowadzić go do rozmyślań o przeszłości, o tym co naprawdę jest w życiu ważne, jak wiele można od życia otrzymać, trzeba tylko umiejętnie się rozglądać, i wielu wielu innych rozważań, które mi nawet do głowy nie przyszły.
czwartek, 1 stycznia 2015
Eleanor Catton "Wszystko, co lśni"
Pierwszy tegoroczny wpis dotyczy jeszcze
minionego roku, i przeczytanej wczorajszego ranka książki Wszystko, co lśni
autorstwa Eleaonor Catton. Odetchnąłem z ulgą gdy dobrnąłem do ostatniej strony.
Dawno już żadna powieść tak mnie nie wymęczyła i zirytowała.
Zastanawiam się, nie po raz pierwszy, czym
kierują się osoby przyznające nagrody literackie. Dla mnie, laika w tej
materii, kryterium wyboru laureata powinien być kunszt pisarski, wartości jakie
ze sobą niesie nagrodzony utwór i wreszcie treść. Mam wrażenie że kapituła
Bookera nie ma ich wcale, ewentualnie ważna jest dla nich poczytność, liczba
przekładów i sprzedanych egzemplarzy, a to w żadnej mierze nie świadczy o
wartości utworu literackiego. Potwierdza to fakt iż Pani Catton w 2013 roku
otrzymała za Wszystko, co lśni, za tę straszliwą cegłę, właśnie nagrodę Bookera
(i 50 000 funtów!). W powieści Eleonor nie ma nic, dosłownie nic
wartościowego, przykuwającego uwagę zachwycającego czy chociażby czegoś co
mogłoby wzbudzić niezdrową sensację. Pełno w niej natomiast dłużyzn, potwornych
dłużyzn niczym w spaghetti westernach i nieustannych opowieści i opowieści w
opowieściach, które zajmują większą część opasłego tomiszcza. Można odnieść
wrażenie że mieszkańcy Hokitika nie robili nic
innego poza spotykaniem się w dwoje i dyskutowaniem. Kiedy mieli zatem czas na
poszukiwanie złota?
Intryga, którą pisarka starała się nakreślić
bardzo misternie, ale jak wiadomo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane,
trzyma się kupy na słowo honoru. Przede wszystkim nieprawdopodobne wydaje mi
się to że zamieszani w historię ludzie z taką łatwością opowiadają nieznajomemu
przybyszowi o swoim w niej udziale. Jeszcze mniej prawdopodobne jest to że ta
cała hałastra przypadkowo spotyka się w małej mieścinie na końcu świata.
Wszyscy bohaterowie, nie wyłączając z tego grona prostytutki i podstarzałych
chińczyków, są przemądrzali i niesamowicie elokwentni, zawsze wiedzą co
odpowiedzieć i jak odbić piłeczkę w słownej przepychance. Straszliwie razi tez
nadużywanie przez licznych w książce mężczyzn, nawet przez duchownego,
słowa "dziwka" wobec Anny. Nie czytałem oryginału, więc nie potrafię
stwierdzić czy to wina tłumacza, czy też pisarka ma ograniczone
słownictwo. Mało porywająca fabuła, odpowiednia dla taniego czytadła,
niepotrzebnie rozbudowana o nieudolne próby pogłębienia psychologicznego
postaci, wieńczy finał miałki i bez wyrazu. Autorka chyba spała na zajęciach z
kreatywnego pisania i powinna powtórzyć klasę.
Zdecydowanie odradzam lekturę. Jest przecież tyle
innych, naprawdę pięknych książek, które tylko czekają na to by zostać
przeczytane. I właśnie takich tytułów życzę wszystkim w nowym, 2015 roku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)