David Foenkinos jest jednym z najwybitniejszych współczesnych francuskich pisarzy. Świadczy o tym między innymi otrzymana w ubiegłym roku, prestiżowa nagroda Goncourtów, a dokładniej ujmując, polska nagroda Goncourtów, przyznawana od 1998 roku. Foenkinos stroni od błahych i banalnych historii. Jego powieści traktują często o sprawach smutnych, ale lektura jego prozy dodaje kolorów i smaku szarej codzienności. Debiutancki Siostrzeniec Kundery, choć przykuwa uwagę czytelnika do ostatniej kropki, to zdecydowanie nie upiększy naszych dni.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą david foenkinos. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą david foenkinos. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 29 listopada 2015
sobota, 24 stycznia 2015
David Foenkinos "Nasze rozstania"
Trzeba wiele miłości , żeby przywdziać strój nowoczesnego superbohatera usiłującego ocalić z codzienności bicie serca.
Nie jestem wielkim znawcą literatury francuskiej, ani tym bardziej twórczości Davida Foenkinosa, ale gdyby ktoś kazał mi jednym zdaniem scharakteryzować jego prozę, ten cytat byłby idealny.
Nasze rozstania to druga powieść
autora, którą miałem przyjemność czytać. Po Potencjale erotycznym mojej żony,
nie wiedzieć czemu wyobrażałem sobie Davida jako wielkie, uśmiechnięte
słoneczko, niczym z Teletubisiów, tylko dorosłe, puszczające do mnie oczko.
Spodziewałem się że Rozstania będą kolejną historią miłosną, ukazaną w
leciutko skrzywionym zwierciadle, co ani trochę nie byłoby złe. Zostałem jednak bardzo
mile zaskoczony, jest bowiem to powieść jak najbardziej na serio. Główny
bohater, Franz, opowiada o swoich uczuciowych perypetiach i kobietach które
pojawiały się i znikały w jego życiu. Uwagę skupia zwłaszcza na kochance
Celine, żonie Iris oraz swojej największej miłości Alice, które są ze sobą nierozerwalnie
związane. Jedna staje się przyczyną utraty drugiej, a trzecią poznaje dzięki
właśnie tej stracie.
Burzliwy związek z Alice stanowi oś na której
trzyma się cała fabuła. Przypomina mi to trochę Dzikie palmy Faulknera,
gdzie kochankowie oddają się namiętności i miłości, na przemian z niechęcią i
nienawiścią do siebie, albo Łuk Triumfalny Remarque'a,
gdzie bohaterowie rozstają się i wracają do siebie niezliczoną ilość razy,
dokładnie tak samo jak Alice i Fritz.
David Foenkionos nie naśladuje jednak nikogo.
Polski wydawca, z niezrozumiałych dla mnie powodów, porównuje go do
Murakamiego i Allena. Proza Foenkinosa jest świeża, oryginalna i bardzo
charakterystyczna, w niczym nie przypomina twórczości wspomnianych panów.
Pisarz płynie przez historię którą ma do opowiedzenia. Postacie i wydarzenia
które opisuje są integralną częścią przedstawianego świata, a jego historie,
wyłaniając się i niknąc w większej całości, nie mają początku ani końca. Autor
z rzadka tylko skupia się na szczegółach, jak usta stworzone do wypowiadania
spółgłosek, proste włosy czy krawat w grochy. Ważne, choć nie najważniejsze
miejsce w jego twórczości zajmuje również życie społeczne, czy to rodzinne,
wśród przyjaciół czy też w pracy.
Nie sposób nie zgodzić się z Markiem Bukowskim,
który zachęcając do lektury Naszych rozstań, pisze o niej jak o kuchni. Za francuskimi
potrawami nie przepadam, ale faktycznie coś takiego jest w tej książce, że
smakuje się jej najdrobniejszy fragment, i skojarzenia kulinarne są jak najbardziej
trafne. Aż ma się ochotę wylizać po niej talerz, i tylko żal że tak szybko się
kończy.
piątek, 21 listopada 2014
David Foenkinos "Potencjał erotyczny mojej żony"
Od jakiegoś czasu mam smak na francuszczyznę. Nie na przeraźliwie śmierdzące sery bez smaku, żabie udka i ślimaki, ale na francuskie powieści. Może to odrobinę snobistyczne, ale miło jest napisać o sobie, albo powiedzieć komuś że lubi się francuskie powieści. Zainspirowany uroczym filmem Delikatoność, z Audrey Tautou, na podstawie książki Davida Foenkinosa, postanowiłem poznać bliżej jego prozę. Delikatność już znałem, więc nie pozostało nic innego jak rozejrzeć się za innymi tytułami pióra francuza. O wyborze zadecydowała okładka, na której ciemnowłosa kobieta w czerwonej sukience myje okno, czyli Potencjał erotyczny mojej żony.
Od dawna nie miałem w rękach nowiutkiej, świeżutkiej, pachnącej, jeszcze przez nikogo nie czytanej książki. Celebrowałem więc chwilę gdy odginając okładkę zostawię nieodwracalny ślad, tak jak gdybym odbierał jej dziewictwo. W końcu, niezrażony nawet faktem iż autor uwielbia Gombrowicza, którego ja nie znoszę, zatopiłem się w pierwszej stronie, a chwilę potem poczułem że się czerwienię, oczarowany pisarstwem Davida. Jego styl jest jak niezwykle barwny obraz. Zdania przypominają pociągnięcia pędzlem, niemal widać odcisk włosia, a akapity kipią barwami i zaskakują odcieniami.
O czym jest Potencjał erotyczny mojej żony? Oczywiście o potencjale erotycznym żony głównego bohatera, Hektora, ale nie tylko. Hektor ma problem. Jest uzależniony od zbierania czegokolwiek, znaczków, patyczków, odznak, przysłów... Kolekcjonerstwo ma na celu wypełnić jego puste życie, z czego Hektor świetnie zdaje sobie sprawę. Postanawia więc wyleczyć się ze zbieractwa, zaczynając od niewłaściwej terapii, która wywróci jego życie do góry nogami. Nasz kolekcjoner spotka wiele przedziwnych postaci, jak na przykład dwóch polaków kolekcjonujących .... polaków występujących parami w powieściach, mężczyznę zbierającego chwile w których się stoi, mistrza kolarskiego, zdobędzie też przyjaciół, a co najważniejsze spotka swoją żonę. Całość historii Hektora ukazana jest ze sporym dystansem i przymrużeniem oka, dzięki czemu nawet w smutnych momentach czytelnika nie opuszcza dobry nastrój.
Oprócz opowiadania na prawo i lewo że lubi się francuską prozę, chciałoby się też powiedzieć tu i tam "moja żona", "moja żona to", "moja żona tamto", "moja żona i ja" itd. itp, tak jak Hektor, który delektował się faktem posiadania żony. I tym małżeńskim akcentem zakończę dzisiejszy post.
Subskrybuj:
Posty (Atom)