Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seria kameleon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seria kameleon. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 lutego 2015

Donna Tartt "Tajemna historia"



O Tajemnej historii słyszałem od kilku osób. Polecał mi ją brat, czytałem o niej na czyimś blogu, a nazwisko autorki obiło mi się o uszy w mediach. Na dodatek nigdzie nie mogłem znaleźć żadnego egzemplarza, nawet w postaci cyfrowej, a o samej autorce też wiele nie wiadomo,  nawet tego czy faktycznie jest kobietą, czy to tylko pseudonim. Dzięki temu powieść stała się w moich oczach niemal mityczną księgą, a chęć jej przeczytania nie dawała mi spokoju. W końcu znalazła się litościwa posiadaczka książki, i tę że mi udostępniła.

Historia którą przedstawia nam Donna Tartt jest nieco banalna. Richard Papen, narrator i główny bohater, jest jedynym dzieckiem dysfunkcyjnych rodziców. Mieszka w Kalifornii, gdzie wiedzie nudne i stereotypowe życie. Kończy szkołę średnią i, wbrew oczekiwaniom rodziców, rozpoczyna studia na medycynie. Szybko jednak stwierdza że to nie jest jego powołanie. Przypadkiem odnajduje ulotkę reklamową uczelni w odległej części Stanów Zjednoczonych, gdzie trafia już po kilku miesiącach. Tam postanawia nieco ubarwić swoją biografię i pokolorować swoje pochodzenie. Trafia do zamkniętej grupki studentów, uczącej się greki i wszystkiego co z nią związane po kierunkiem ekscentrycznego wykładowcy. Chcąc nie chcąc zostaje wmieszany w mroczną historię, która wywraca jego życie do góry nogami.

Pierwsze wrażenie z lektury tej powieści było bardzo pozytywne. Napisana w ciekawy sposób, lekkim językiem, z pięknymi opisami krajobrazu, który zachwycił Richarda, przyzwyczajonego do jednej pory roku. Interesujący wdawał się również wątek aklimatyzacji w nowym miejscu i prób dołączenia do elitarnej grupy studentów greki. Gdy nasz bohater osiąga wreszcie upragniony cel, szybko przekonujemy się że kierował się płytkimi pobudkami, chęcią przynależenia do wyjątkowej, wyróżniającej się grupy ludzi, o których się mówi, i których wszyscy znają. Ludzi mniej lub bardziej nieprzystających do życia w społeczeństwie, zadzierających nosa obiboków, którym względny dobrobyt poprzestawiał co nieco w głowach. Czytając nie potrafiłem pozbyć się coraz większej irytacji, zwłaszcza w stosunku do narratora, który za wszelką cenę starał się zostać częścią ich świat, uważając tę piątkę za swoich przyjaciół. Zaślepiony chęcią bycia kimś innym, jak mu się wydawało kimś lepszym, nie zauważył że stał się ich przyjacielem dopiero gdy wpadli w tarapaty.

Urok tej historia zanika z każdą kolejną przeczytaną stroną, a początkiem jego końca jest scena, w której Richard bierze po raz pierwszy udział w zajęciach, i jesteśmy świadkami bełkotliwej i zbyt długiej dyskusji o antycznej kulturze i filozofii. Tego typu wstawki i dygresje, dotyczące na przykład bachanaliów, pojawiają się co jakiś czas, i dla mojej głowy, zawsze niechętnej wobec historii antycznej, były nie do przejścia. Dłużyzn w książce jest znacznie więcej. Coś, co można opisać jednym, dwoma, góra pięcioma zdaniami, Donna rozciąga na kilka stron, powtarzając się lub przecząc temu co napisała wcześniej. Autorka nie przemyślała też kilku składników fabularnych, ukazując amerykanów, zwłaszcza tych z Kalifornii, jako kretynów i ignorantów, dla których zwykła zima jest przeszkodą nie do przejścia.

Tajemna historia zapowiadała się świetnie, ale ostatecznie okazała się być połączeniem filmów typu Koszmar minionego lata ze Stowarzyszeniem umarłych poetów. Przeczytać można, aczkolwiek jeśli ktoś rozważa czy wybrać Donne Tartt czy inną książkę, zdecydowanie wolałbym inną.

niedziela, 11 stycznia 2015

Harper Lee "Zabić drozda"


Gdzieś w zakamarkach pamięci przechowuję kilka czarno białych kadrów z uśmiechniętą dziewczynką ostrzyżoną na chłopca i ubraną w ogrodniczki. Film Zabić drozda, miałem okazję oglądać już jakiś czas temu. Nie pamiętam nawet przy jakiej okazji. Oprócz tych kilku obrazków wiele z niego nie pozostało w pamięci.  Postanowiłem więc przypomnieć sobie tę historię, ale tym razem sięgając po literacki pierwowzór.    

Harper Lee w swoim długim życiu napisała tylko jedną powieść i kilka tekstów publicystycznych. Bez wątpienia jest jednak jedną z bardziej światłych amerykanek, ogniem który zapłonął w czasach straszliwego zacofania i ciemnoty trawiącej jej kraj. Dzisiaj historia Smyka i jej starszego brata Jema, dwójki przemądrzałych dzieciaków wychowywanych przez czarną służącą i starego ojca, może wydać się nudna. Psoty i figle, pierwsze przyjaźnie, sekrety, problemy w szkole. Znamy to z niejednego filmu i książki. Harper opisując wydarzenia, które najprawdopodobniej miały miejsce w rzeczywistości, włożyła w nie ogromną dawkę czułości i poczucia humoru, dzięki czemu Drozda czyta się z przyjemnością. Obserwujemy jak na przestrzeni kilku lat dwoje beztroskich urwisów zaczyna widzieć świat takim jakim jest naprawdę. Niepostrzeżenie zmieniają się, zaczynają dorastać. Może nieco zbyt szybko, gwałtownie, ale takie przecież bywa życie. 

Jako jeden z głównych wątków pani Lee wybrała temat który w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wciąż mógł przysporzyć jej więcej wrogów niż przyjaciół. Sporą część akcji zajmuję proces czarnoskórego chłopaka oskarżonego o gwałt na białej dziewczynie. Finałowa rozprawa ciągnie się przez kilka rozdziałów, a reperkusje związane z procesem towarzyszą naszym bohaterom przed i długo po wydaniu wyroku. Autorka porusza problem równego traktowania czarnych i białych obywateli, i chwała jej za to. Relacja z rozprawy sądowej to niestety najsłabszy punkt w narracji. Ani trochę mnie nie poruszyła batalia jaką stoczył Atticus, ojciec Smyka i Jema, nie mówiąc już o przewidywalnym jej zakończeniu. 

Nieco rażąca może wydawać się też schematyczność w kreowaniu postaci. Dobry, nowoczesny ojciec o otwartym umyśle, słodkie urwisy o dobrych serduszkach, oschła ale kochająca czarna służąca, skostniała stara ciotka i nieprzebierająca w słowach sąsiadka. Czyż jednak historia i inne dzieła literackie, filmowe, nie pokazują że takie życie, w ciasnych  koleinach pozostawionych przez przodków było bolączką amerykańskiej prowincji u początków XX wieku? Zresztą chyba nie tylko mieszkańcy Stanów mieli z tym problem, który do dzisiaj w wielu miejscach jeszcze pokutuje.

O wiele ciekawsze wydały mi się pozostałe przygody młodych Finchów i ich kolegi Dilla Harrisa, którego pierwowzorem był Truman Capote, przyjaciel i sąsiad pisarki z czasów szkolnych. Odgrywanie przedstawień i przeczytanych opowiadań, liczne próby odkrycia sekretu tajemniczego i przerażającego sekretu sąsiada, Dzikiego Radleya, zabawne, bójki, ucieczki z domu. Na szczególną uwagę zasługują inteligentne, proste i wcale nie dziecinne komentarze, wypowiadane przez dzieciaki dotyczące otaczającej ich rzeczywistości. To według mnie największa zaleta tej książki. 




wtorek, 25 listopada 2014

Erich Segal "Absolwenci"



Pamiętacie znany, obsypany nagrodami wyciskacz łez Love story, z Ali MacGraw i Ryanem O'Nealem, z niesamowitą muzyką Francisa Lai? Ekranizacja jednej z najbardziej znanych powieści dzisiejszego bohatera, Ericha Segala. Nie o tym tytule mam zamiar dzisiaj napisać, chociaż i o nim należałoby wspomnieć. Innym razem. Dzisiaj skupiam się na Absolwentach

Harvard, jeden z Amerykańskich mitów. Uczelnia którą ukończyły największe znakomitości U.S.A. i nie tylko. Marzenie setek młodych ludzi, czy może raczej ich rodziców, dla wielu niedoścignione, snobistyczne, elitarne miejsce.  Dyplom Harvardu otwiera wiele drzwi, by pozamykać inne. O tej uczelni, a właściwie jej studentach, potem absolwentach opowiada nam Segal. Poznajemy pięciu młodych ludzi, wśród których niektórzy nie mieli  wiele do powiedzenia przy wyborze wyższej uczelni. W murach tej samej alma mater studiowali ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie. Dla innych była to nagroda pocieszenia, gdy z racji pochodzenia nie przyjęto ich na wymarzony uniwersytet, a dla niektórych wymarzony raj, brama do lepszego, zachodniego świata. Nasi bohaterowie to genialni muzycy, polityczni uchodźcy z komunistycznych Węgier, zapaleni naukowcy, sportsmeni. Każdy z nich ma swoje wyobrażenia o przyszłym życiu i karierze. Tak jak każdy młody człowiek wierzą w to że zmienią świat. Bardzo szybko po zakończeniu studiów okazuje się jak bardzo ich plany i wyobrażenia mijają się rzeczywistością. 

Przez 30 lat śledzimy ich wzloty i upadki. Obserwujemy rozwijające się uczucia, zabijane potem przez pęd ku karierze, zaprzepaszczone szanse, okrutny showbiznes, który jest w stanie zniszczyć najpiękniejszą przyjaźń, ale też wielką, prawdziwą miłość, do odkrytej na nowo ojczyzny przodków, nie tylko do drugiego człowieka, wielkie bohaterstwo i poświęcenie. Tytułowi absolwenci popełniają błędy jak wszyscy, zwykli śmiertelnicy, którym nie dane było ukończyć najlepszej na świecie uczelni. Ich perypetiom towarzyszy wielka polityka i historia, szczegółowo opisująca fakty których czasem na próżno szukać w podręcznikach. W powieści znajdziemy również dość ważny wątek polski - Zbigniewa Brzezińskiego.

Pierwsze strony powieści mogą zniechęcić do czytania, bowiem sposób prowadzenia narracji przypomina trochę ten znany z Gry o tron. Pojawiający się co chwila nowi bohaterowie sprawiają że można się pogubić w tym kto z kim i dlaczego. Przebrnąwszy jednak przez początek szybko można się wczuć w akcję, a to co wcześniej przeszkadzało staje się nawet atutem. Segal opisuje niektóre wydarzenia z perspektywy kolegów i koleżanek danej postaci, którzy słyszeli, widzieli, czytali o tym czy o tamtym znajomym ze studiów.  

Erich Segal to jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy XX wieku. Jego powieści długo nie schodziły z pierwszych miejsc bestsellerów. W prostych wydawałoby się historiach, ukrywa fundamentalne prawdy, albo odkrywa to czym amerykanie nie lubią się chwalić. Wszystkie jego dzieła, nie tylko Absolwenci, zasługują na to by je przeczytać.
SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl