Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 października 2016

Ziemowit Szczerek "Tatuaż z tryzubem"

Wiele się mówiło ostatnio o najnowszej historii Ukrainy. Tak jak z każdym głośnym, chwytliwym, wywołującym skrajne emocje tematem. Napisano setki artykułów, książek, reportaży, nakręcono wiele filmów dokumentalnych, kilka fabularnych. Wszystkie te dokumenty traktują jednak ostatnie wydarzenia w ten sam sposób. Przyglądają się konfliktowi jako ciekawostce. Ich autorzy niespecjalnie interesują się tym skąd się on wziął, czego jest wyrazem, do czego prowadzi. Nikt, albo niewielu dokumentalistów zastanowiło się nad tym co w tym czasie dzieje się z resztą kraju, z cywilami, jak wygląda zwyczajne życie.

niedziela, 31 lipca 2016

Tony Kososki "Nie każdy Brazylijczyk tańczy Sambę"


Z Tonym Kososkim poznałem się osobiście podczas ostatniej edycji Równoleżnika Zero. Niczym niewyróżniający się chłopak już na wejściu zrobił sympatyczne wrażenie, właśnie tą swoją zwyczajnością. Zwariowany globtroter, który niczego się nie boi, a nawet jeśli, to ten lęk przezwycięża. Opowiadał o swojej podróży autostopem przez Bałkany. I tu już pojawił się pierwszy zgrzyt. Na prelekcji pojawiła się niewielka liczba słuchaczy, i zdenerwowany Tony w pierwszym odruchu zagroził że nie opowie o swojej podróży, co byłoby oznaką braku szacunku dla tych, którzy jednak przyszli. Prezentacja jednak się odbyła, i dziwię się że w jej trakcie nikt nie wyszedł. Tony mówił bardzo chaotycznie, a zdjęcia które pokazywał nie grzeszyły jakością, ani oryginalnością. Ewidentnie ktoś zapomniał się przygotować. Gdy zaproponowano mi zrecenzowanie jego pierwszej książki, pomyślałem że spróbuję dać mu jeszcze jedną szansę. Może tym razem mnie zaczaruje. 

niedziela, 22 maja 2016

Westalki z Lotu, czyli Anna Sulińska "Wniebowzięte. O Stewardesach z PRL-u"

Westalki z Lotu, czyli Anna Sulińska "Wniebowzięte. O Stewardesach z PRL-u"
O lotnictwie, jego historii, wykorzystywanych maszynach i ich konstrukcji napisano już wiele książek. Również o ludziach zawodowo zajmujących się lataniem, bohaterskich pilotach i pracownikach wieży lotów, ratujących porwane samoloty, lub wadliwe statki powietrzne, którym grozi rozbicie. Mało, lub prawie w cale nie pisze się natomiast o stewardesach, a z pewnością nie na polskim rynku wydawniczym. Te piękne, dzielne kobiety, jeśli pojawiają się na kartach książek lub w filmach, zazwyczaj są ozdobą dla głównego bohatera, nagrodą za brawurą akcję. Jeśli już stewardesy są głównymi bohaterami, to filmów w stylu "Szkoła stewardes", całkiem przyjemnej komedii, ale w żaden sposób nie uchylającej rąbka tajemnicy, jaką owiany jest ten zawód. Zmienić to postanowiła Anna Sulińska, pisząc Wniebowzięte. O stewardesach z PRL-u.

sobota, 26 marca 2016

Piotr Grzegorz Michalik "Podmiejskim do Indian. Reportaże z Meksyku"


Ile wiemy na temat Meksyku? Niewiele. Dla wielu jest to kraj w którym kiedyś żyli Majowie i Aztekowie, choć z pewnością znajdą się i takie osoby, które nie łączą tych legendarnych narodów z południowym sąsiadem Stanów Zjednoczonych, ale też nigdy o nich nie słyszeli. Co poza tym? Bardziej zorientowani w kulturze zakrzykną FIESTA ! Ktoś inny doda że to tam nakręcono film z Bradem Pitem i Julią Roberts, lub że stamtąd pochodzi większość narkotyków zalewających dzisiaj świat. Piotr Grzegorz Michalik, antropolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego delikatnie uchyla zasłonę niewiedzy i tajemnicy, zakrywającą to niesamowite miejsce.

środa, 24 lutego 2016

Michaela De Prince, Elaine De Prince "Wytańczyć marzenia"




O ciężkiej sytuacji w Afryce wiadomo nie od dziś. Ludzie są tam bestialsko mordowani albo żyją w skrajnej nędzy. Wiele się też słyszy o pomocy dla mieszkańców tych najbardziej ubogich i zniszczonych przeróżnymi  konfliktami państw na czarnym kontynencie. Buduje się szkoły, kopie studnie, wysyła lekarzy bez granic, czy też …. laptopy.  To piękne i, może za wyjątkiem komputerów, godne pochwały. Ale czy z tą naszą pomocą nie jest trochę jak z uciszaniem własnego sumienia? Pomogłem i już o tym zapominam, bo tak jest wygodniej. Ilu z nas pomyślało o ciężkim losie tych ludzi, często malutkich dzieci, tak naprawdę, i zastanowiło się jak to właściwie wygląda, i co dalej dzieje się z ludźmi wyrwanymi z tego piekła. 

sobota, 23 stycznia 2016

Mark Greenside "Szaleństwa, gafy i trafy, czyli uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)"

Mark Greenside "Szaleństwa, gafy i trafy, czyli uczę się żyć we Francji (nie jest łatwo)" recenzja oczytanego faceta

Amerykański pisarz, nauczyciel i działacz społeczny, Mark Greenside, do tej pory znany był polskim czytelnikom dzięki opublikowanej przed kilkoma laty, bardzo zabawnej książce "Nie będę Francuzem". W ubiegłym roku, dzięki wydawnictwu Świat Książki, na półki księgarń trafiło polskie tłumaczenie kontynuacji bestseleru, jakim okazała się być opowieść o życiu obcokrajowca w Bretanii.

środa, 30 grudnia 2015

Anna Herbich "Dziewczyny z powstania"


anna herbich dziewczyny z powstania oczytany facet

Anna Herbich jest dziennikarką tygodnika "Do Rzeczy". Pracowała również dla takich tytułów prasowych jak "Rzeczpospolita" i "Uważam Rze". Jest warszawianką, taką prawdziwą, z korzeniami sięgającymi kilka pokoleń wstecz, z urodzenia i z serca. Dała temu wyraz pisząc bestselerowe Dziewczyny z powstania, jedną z części fantastycznej serii "Prawdziwe historie".

środa, 29 kwietnia 2015

Ismet Prcić "Odłamki"


Odłamki Recenzja
Czerwone słowa na okładce nie kłamią. Ismet Prcić zasypuje czytelnika odłamkami. Kawałki wspomnień swoich, cudzych, fantazji, majaków, zasłyszanych historii bombardują czytelnika ze wszystkich stron. Lecą z ogromną prędkością, tak że nie jesteś w stanie się przed nimi uchylić. Trafiają w głowę, serce,  zagnieżdżają się w duszy. Zaczynasz obficie krwawić myślami, uczuciami, skrywanymi głęboko obawami...

Nie ma co ukrywać, że od kilkunastu miesięcy chyba każdemu myśli choć na chwilę zaprzątnęło słowo wojna. Wielu nie widzi problemu, święcie wierząc, tak jak 75 lat temu, w to że nasi sojusznicy nie zostawią nas na pastwę losu. Inni natomiast obawiają się niewyobrażalnego koszmaru. Należę do tych drugich. Urodzony w Stanie Wojennym, nie pamiętam nic z tego okresu, a wojnę (dzięki Bogu) dotychczas znam tylko z filmów, podręczników i książek. Długi, długi czas byłem święcie przekonany że to nigdy nie zbliży się do mnie, i w żaden sposób nie stanie się częścią mojego życia. Nawet oglądają reportaże o wydarzeniach w Iraku, przechodząc obok ruin w Sarajewie czy Mostarze, nie czułem że wojna może być czymś realnym. Ismet Prcić swoim debiutem literackim udowodnił mi jak bardzo się myliłem. 

Historia Ismeta to historia ludzi takich jak my, pewnych pokoju i niezmienności stanu w jakim przyszło im żyć, przerażonych, martwiących się już zawczasu o to co nadejdzie. Tych którzy nie widzą co się naprawdę dzieje bo nie chcą, nie potrafią tego zobaczyć, i tych którzy widzą ze zbyt dużej odległości. Ludzi których strach paraliżuje, nie pozwala normalnie życie, wywraca psychikę do góry nogami, a także tych którym wewnętrzny system obronny nakazuje mieć to wszystko po prostu gdzieś. Czytając Odłamki, miałem wrażenie że uczestniczę w opisywanych wydarzeniach, stoję obok Ismeta, przysłuchuję się kłótni jego rodziców, czołgam się w błocie pod ostrzałem Czetników, ciągnąc za sobą ciało kolegi, i chowam się pod samochodem na odgłos fajerwerków. Myślę że to zasługa przede wszystkim tego że Prcić pisał o tym z autopsji. Otwierał ponownie ledwo zabliźniające się rany, by pozbyć się ostatecznie zalegającej w nich ropy. Autor, magister sztuk pięknych, uznany dramaturg i reżyser, nie używa języka górnolotnego, w ręcz przeciwnie, często potocznego, wulgarnego, na początku nieco rażącego. Mimo to opisując chociażby uszkodzone podczas ostrzału rzeźby na moście, robi to niemal poetycko.

Przyznaję że miałem niewielkie problemy z odbiorem książki. Gubiłem się zwłaszcza w momentach gdy pojawia się Mustafa, a przeżycia Ismeta stają się częścią jego wojennej biografii. Autor chciał chyba w ten sposób pokazać jak mogłoby wyglądać jego życie gdyby pozostał w Bośni. Trudno mi też było uwierzyć w łut szczęścia, jak non stop spotykał Prcicia podczas długiej drogi do Ameryki, i tak absurdalnych sytuacji jak spotkanie gromady najgorszych, serbskich wrogów w środku Kalifornii. Dopiero gdy zobaczyłem zdjęcia Ismeta na jego facebookowym profilu, zrozumiałem że należy do grona tych osób, którym wszystko może się przytrafi. Nie do końca zrozumiałe jest dla mnie również zakończenie. Trochę bełkotliwy strumień świadomości, który do mnie nie trafił. Któż jednak potrafi tak naprawdę zrozumieć kogoś kto przeżył wojnę, samemu jej nie zaznawszy?

Odłamki, pomimo pewnej dozy humoru, są bardzo smutną książką. Jedna z tych, których ponowne przeczytanie jest niemożliwe. To literacka drzazga, która wbija się głęboko pod skórę, zostając tam na długo.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wspomnienie o dorastaniu w czasach przełomu


Wspomnienie o dorastaniu w czasach przełomu, to jedno z dwóch zdań którym można opisać Znaki szczególne Pauliny Wilk, dziennikarki, reportażystki i pisarki. Autorka "Lalek w ogniu. Opowieści z Indii" tym razem zabrała czytelników w podróż równie odległą, podróż w czasie o dwadzieścia kilka lat wstecz. Znaki szczególne to opowieść o przemianach jakie nastąpiły po roku 1989, o zmianach widzianych oczami dzieci. Pisarka  zestawia ze sobą dwa światy, ten sprzed i po. Jednostajny, dwukolorowy, niezmienny od lat, i wielobarwny, krzykliwy, zmieniający się co chwila, jak kadr z amerykańskiego filmu. Dobrze pamiętam jak nowa rzeczywistość fascynowała i przyciągała mnie i moich rówieśników. Nie mogę powiedzieć by moje dzieciństwo było nieciekawe czy nieszczęśliwe, albo nawet ubogie. Było jak był, mało się miało, i nawet wizyty w Pewexie, najczęściej tylko by popatrzeć i powąchać, nie powodowały że jako dzieci zauważaliśmy fakt iż czegoś nam brakuje. Była wyobraźnia, czasami nawet w nadmiarze, mnóstwo energii i co najważniejsze, zawsze chętni do zabawy koledzy i koleżanki. Wystarczyło jednak wręczyć nam raz, drugi, trzeci kolorowy długopis, fikuśny piórnik czy zagraniczne słodycze, byśmy uświadomili sobie że inni, nie tylko w odległych miejscach, ale również w sąsiednim mieszkaniu, mając więcej i lepiej. Zmienił się sposób myślenia i postrzegania świata. To wtedy zaczęły powolutku zanikać, usychać więzi międzyludzkie, a proces ten przyspieszyło tylko pojawienie się komórek i smartfonów. O tym właśnie pisze koleżanka Wilk, i do takich przemyśleń zmusza. Okazuje się że ta brzydka epoka sprzed 1989 roku, wcale nie była taka okropna. Okres zanim stałem się nastolatkiem, w szkołach przestano nosić fartuszki, a na przerwach zamiast w coś grać czytano kolorowe szmatławce dla młodzieży lub popisywano się tym co rodzice kupili podczas sobotnich zakupów, widzę w kolorze sepii, i mile go wspominam.
Drugim zdaniem opisującym tę niewielkich rozmiarów książeczkę jest zachłyśnięcie się współczesnością. Co prawda Paulina Wilk kilkakrotnie wspomina o  tym że nowa rzeczywistość nie dla wszystkich okazała się przychylna, że wypluła setki bezdomnych, ludzi o złamanych życiorysach, o pozostawionym z dnia na dzień w tyle starszym pokoleniu, o niemal boskiej Unii Europejskiej która wypięła się na swych najwierniejszych akolitów, ale jednocześnie wychwala tę nową, pełną dobrobytu Polskę. Nie da się zaprzeczyć że faktycznie bardzo dużo zmieniło się na plus, ale wiele aspektów życia uległo pogorszeniu. Autorka chyba nie wzięła pod uwagę tego, być może zwyczajnie nie była tego świadoma, że nie każdy student mógł sobie pozwolić na pisanie sms-ów do rodziców z któregoś piętra w hotelu w Delhi, czy błąkać się dla przyjemności po Londynie. Najczęściej wyglądało to tak że, gdy już taka Małgosia z Jasiem wyjechali za granicę, to nie na wakacje a do ciężkiej pracy u Baby Jagi. Cóż nie każdy miał mamę w Inspekcji Handlowej i tatę w sztabie...

Znaki szczególne nie są złe. Czyta się je lekko, przyjemnie i z zainteresowaniem. Zdecydowaną zaletą książki, zwłaszcza dla rówieśnika pisarki, jest przypomnienie o tym jak kiedyś było. Czytelnik zostaje wprowadzony na właściwe tory, które mają zaprowadzić go do rozmyślań o przeszłości, o tym co naprawdę jest w życiu ważne, jak wiele można od życia otrzymać, trzeba tylko umiejętnie się rozglądać, i wielu wielu innych rozważań, które mi nawet do głowy nie przyszły.


sobota, 1 listopada 2014

Odrobina Toskanii w listopadzie


Data w kalendarzu dobitnie wskazuje na to że ciepło i słoneczko pozostało już za nami, i długo przyjdzie nam czekać na ich powrót. Właśnie dlatego zachęcam do sięgnięcia po znaną, głównie w wersji filmowej, książkę Frances Mayes Pod słońcem Toskanii. Poprawa humoru gwarantowana. 
Papierowy pierwowzór niewiele ma wspólnego z ekranizacją, a dokładniej mówiąc adaptacją. Rzecz oczywiści dzieje się w Toskanii, w posiadłości Bramasole i okolicznych miastach i miasteczkach, momentami przenosząc się do domu autorki w U.S.A., lub do słonecznej Georgi z czasów jej dzieciństwa, o której to napisała odrębną książkę. Nie jest to jednak komedia romantyczna,  jaką znamy z ekranów telewizorów, a coś pomiędzy pamiętnikiem, reportażem i literaturą podróżniczą. Frances z przymrużeniem oka opisuje najpierw etap zakochiwania się w tym pięknym regionie Italii, potem męczące poszukiwania odpowiedniej posesji do kupienia, dylematy związane z tym jakże odważnym posunięciem, zakup i wreszcie drogę przez mękę, jaką jest remont wiekowej nieruchomości we Włoszech. Relacjonując kolejne etapy tej ciężkiej pracy, malując słowem piękne Włoskie widokówki i portrety Włochów, autorka raczy nas również swoimi przemyśleniami na temat życia, sztuki, historii i kuchni. Pod słońcem pachnie bazylią, orzeszkami pinii, oliwkami, parmezanem, truflami, winem prosto z faktorii i wszystkimi przysmakami mniej lub bardziej kojarzącym się z Półwyspem Apenińskim. Pisarka zafascynowana włoską kuchnią poświęca jej bardzo dużo miejsca, część książki przekształcając w książkę kucharską. Zebrane od sąsiadów i przyjaciół, przeczytane w książkach czy też zasłyszane na targowisku w pobliskim miasteczku, tradycyjne przepisy wypróbowuje w własnej kuchni, krok po kroku opisując kolejne czynności i składniki. Dla miłośników gotowania pozycja obowiązkowa, tym bardziej że większość z produktów można kupić w naszych sklepach, a te brakujące albo domówić w sklepie wysyłkowym lub też zastąpić rodzimymi odpowiednikami. 
Pod słońcem Toskanii jest pozycją obowiązkową dla każdej osoby ciekawej świata. Jest idealna o każdej porze roku. Czyta latem sprawia że staje się ono bardziej intensywne, pachnące, wyraziste. Nawet nie opuszczając rodzinnego miasta można poczuć się jak na wakacjach we Włoszech. Jesienią i zimą doda kolorów szarej, zimnej rzeczywistości i sprawi że łatwiej nam będzie doczekać do wiosny.
SpisBlog
katalog blogów
zBLOGowani.pl