Lars Mytting polskim czytelnikom dotychczas zaprezentował się jako autor bestselerowego "Porąb i spal", nietypowego poradnika dla mężczyzn, dotyczącego głównie drewna, ale również życia jako takiego. Podobno. Przed lekturami tego typu czuję swego rodzaju blokadę, i raczej niechętnie po nie sięgam. Prozatorski debiut pisarza, Płyń z tonącymi, wydał się jednak na tyle interesujący, że z przyjemnością sięgnąłem po książkę.
Bohaterem i narratorem powieści jest Edvard Hirifjell, dwudziestokilkuletni chłopak, mieszkający ze swoim dziadkiem w maleńkiej wiosce, gdzieś w Norwegii. Wspólnie prowadzą gospodarstwo, hodują ziemniaki i owce. Żyją w pewnym odosobnieniu od reszty mieszkańców, efekt wojennej przeszłości starego Sverrego, a także tragicznego wypadku sprzed dwudziestu lat, w którym zginęli rodzice chłopaka, a on sam zaginą na cztery dni. Pewnego dnia Sverre umiera we śnie. Edvard zostaje sam z gospodarstwem i przeszłością, która powoli wyłania się z każdego konta. Chłopak ma luki w pamięci, nie wie co się z nim działo przez te cztery dni, ani jakim cudem został odnaleziony przez swojego dziadka. Postanawia dowiedzieć się czegoś o wydarzeniach sprzed 20 lat. Pierwsze, przypadkowe odkrycie jednej z wielu tajemnic związanych z jego przeszłością, wskazuje na to że była ona inna, niż ta, którą znał z opowieści dziadka. Chęć rozwiązania zagadki, która początkowo była tylko próbą poradzenia sobie z utratą jedynego bliskiego człowieka, przeradza się w obsesję, która zmusza młodego człowieka do wyruszenia w podróż.
Od pierwszych stron czytelnik ma przeczucie że tajemnica rodziny Edwarda nie jest kolejną banalną historyjką, którą jednego dnia pochłania się z wypiekami na twarzy, by następnego już o niej nie pamiętać. Historia Edvarda rozpoczęła się wiele lat przed jego narodzinami, i jest związana z najtragiczniejszymi wydarzeniami pierwszej połowy minionego stulecia. Płyń z tonącymi zachwyca delikatnością, niczym u mistrzów japońskiej prozy, i typowo skandynawskim nastrojem. Wielość wątków, tematów, kolorów i odcieni łączących się w jedną, niezwykle spójną fabułę wydaje się nie do udźwignięcia, ale pisarz poradził sobie znakomicie. Akcja powieści rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych, ale Lars często zabiera nas w podróż wehikułem czasu, do lat siedemdziesiątych, czasów II Wojny Światowej i samych początków burzliwej, dwudziestowiecznej historii. Wydarzenia rozgrywające się nad Sommą w 1916 roku, działania francuskiego ruchu oporu w latach czterdziestych, rodzinna wycieczka, czy też wiejska i sielska codzienność na Norweskiej wsi u progu nowego wieku, wszystko do siebie pasuje. Czytając Płyń z tonącymi, nie znajdziemy niczego co byłoby zbędne, a wręcz przeciwnie, gdyby któryś z wątków został pominięty, napisany inaczej, powieść byłaby niepełna. Mytting pisze ze swobodą, i znawstwem tematu, bez względu na to czy chodzi o fotografię analogową, prowadzenie gospodarstwa rolnego, obróbkę drewna czy też żeglowanie, albo bitwy Wielkiej Wojny. Świadczy to o jego ogromnej wiedzy, i poważnym podejściu do pisarskiego rzemiosła. Postacie wykreowane przez niego, choćby te najmniej istotne, są wyraziste, prawdziwe, są ludźmi z krwi i kości, z historią, która doprowadziła ich do do tu i teraz, właśnie w takiej a nie innej roli. Autor pięknie gra z czytelnikiem, z rzadka odsłaniając nowe tropy, które za każdym razem ukazują całą historię w nowym świetle. Obszerne fragmenty pomiędzy tymi "momentami zwrotnymi", w których pozornie nic się nie dzieje, dodają całości niepowtarzalnego kolorytu i smaku. Na uwagę zasługuje również szata graficzna. Rzadko kiedy okładka jest tak symboliczna, wieloznaczna i tak bardzo pasuje do treści książki.
Krótkie streszczenie fabuły, a w zasadzie tylko jej zalążka, ani żadne, najbardziej wyszukane słownictwo nie oddadzą tego jaka jest w rzeczywistości powieść Larsa Myttinga. Z literaturą piękną często bywa tak że trzeba się w nią wczytać, by zauważyć jej piękno, walory, dać się jej porwać. Z Płyń z tonącymi jest inaczej. Wyjątkowy, przypominający wolno płynący strumień, który z rzadka tylko burzy się na pojedynczych kamieniach, styl Myttinga dosłownie urzeka od pierwszej do ostatniej strony. Krytycy, znawcy literatury, oraz koleżanki i koledzy blogerzy różnie będą o niej pisać, ale myślę że większość zgodzi się ze mną, iż jest to jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza wielka powieść XXI wieku.
Krótkie streszczenie fabuły, a w zasadzie tylko jej zalążka, ani żadne, najbardziej wyszukane słownictwo nie oddadzą tego jaka jest w rzeczywistości powieść Larsa Myttinga. Z literaturą piękną często bywa tak że trzeba się w nią wczytać, by zauważyć jej piękno, walory, dać się jej porwać. Z Płyń z tonącymi jest inaczej. Wyjątkowy, przypominający wolno płynący strumień, który z rzadka tylko burzy się na pojedynczych kamieniach, styl Myttinga dosłownie urzeka od pierwszej do ostatniej strony. Krytycy, znawcy literatury, oraz koleżanki i koledzy blogerzy różnie będą o niej pisać, ale myślę że większość zgodzi się ze mną, iż jest to jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza wielka powieść XXI wieku.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Smak Słowa, oraz Business&Culture
Po takiej recenzji nie pozostaje nic innego, jak przeczytac powiesc!
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto. To prawdziwa perełka w morzu wydawniczego chłamu.
UsuńCzytałam. Podpisuję się pod recenzją. Książka mnie zauroczyła.
UsuńJedna z piękniejszych powieści jakie czytałem od lat:)
UsuńTeż mam słabość do Mytting, ale "Porąb i spal" byłam zauroczona, a powieść - choć świetna - jednak w drugiej części za bardzo skręciła w kryminał. Mnie to akurat uwierało, bo nie przepadam za kryminałami. Za to bardzo spodobało mi się jak autor wykorzystał w powieści swoją wiedzę o drewnie. Podsumowując - chcę więcej Myttinga!
OdpowiedzUsuńJa też chcę więcej. Więcej prozy. Bo mnie natomiast bardzo zniechęcił "Porąb i spal".
Usuń