Najnowsza, świeżutka, jeszcze ciepła i pachnąca farbą drukarską, książka Małeckiego jest zbiorem opowiadań. Luźne historie, w której za każdym razem kto inny jest głównym bohaterem, dotyczą tego samego, narodzin, życia, które jest powolnym odchodzeniem, wreszcie śmierci, Wszystkich nas to czeka, bez względu na to kim byliśmy, i jak ekscytujące lub jak szare było nasze życie, skończymy jako psujące się mięso, zamknięte w drewnianym pudełku. Cały nasz byt jest naznaczony tym ostatnim, wcale nie najtrudniejszym zadaniem. Śmierć na każdym kroku zostawia ślady, piętnuje żywych, przypomina o tym że sami też kiedyś odejdziemy. Pozostaje nam jedynie przeżyć to życie jak najlepiej to możliwe, najprościej, w zgodzie z własnym sumieniem i uczuciami.
Bohaterowie Małeckiego mają z tym wyraźny problem. Zagonieni, zabiegani, wtłoczeni w cudze ramy, zazwyczaj nie wiedzą jak powinny wyglądać ich własne. Udają sami przed sobą że są szczęśliwi, i co gorsza święcie w to wierzą, Niektórzy tylko orientują się że cały czas byli w błędzie. Za każdym razem jednak jest już zbyt późno by coś zmienić. Słynna modelka u kresu swoich dni, poddaje srogiemu osądowi miniony czas, dochodząc do wniosku że tylko nieliczne chwile miały jakieś znaczenie, warte są zapamiętania. Kolejne postacie, wędrujące w niekończącym się marszu przemijania prędzej czy później docierają do tego samego punktu na swojej drodze. Przytłoczeni ciężarem straty, pozwalają pogrzebać się wraz ze zmarłymi, dobrowolnie porzucając ster swojego życia. Tylko czy ktokolwiek ma na nie wpływ? Czy wszystkim nie kieruje ten nigdy nieodpoczywający posłaniec? Spośród licznych bohaterów Śladów, jedyną naprawdę szczęśliwą osobą jest Chwaścior, wiejski głupek, żyjący na krawędzi bycia i nie bycia, najbliżej natury, idealnej egzystencji, choć i ona nie jest pozbawiona smutku, cierpienia, zgryzot.
Zeszłoroczny "Dygot", który spotkał się z bardzo przychylnym przyjęciem czytelników i krytyków, przyniósł Małeckiemu ogromny sukces. Dzięki tej powieści, z mało znanego autora prozy fantastyczno-obyczajowej, stał się wschodzącą gwiazdą polskiej literatury współczesnej. Nie dziwi więc fakt że Jakub chciał pociągnąć tę dobrą passę, i pozostając w klimacie "Dygotu", napisał Ślady. Autor zbyt mocno jednak wzorował się na swojej poprzedniej powieści, zarówno w konstrukcji fabuły, narracji jak i samych bohaterach. Mamy tutaj bowiem Drzypapę, chłopca, potem mężczyznę, zamkniętego we własnym świecie, trochę przerażającego odludka, oraz chłopca, który najlepiej czuł się pozostając w fizycznym zbliżeniu z naturą, starając się jednak żyć tak jak wszyscy, by nie martwić swojej matki, nie wyróżniać się z tłumu. To nikt inny jak albinos, dziwoląg z "Dygotu". Chwaścior natomiast do złudzenia przypomina swoją poprzedniczkę, Dojkę, również z "Dygotu", oraz Pielgrzyma z "W odbiciu". Narracja, w kilku momentach wyraźnie przejmowana przez wszechobecny, transcendentny byt, najprawdopodobniej Śmierć, oraz brak chronologicznego porządku, nasuwa przykre skojarzenia z "Drachem" Twardocha. Ślady nie wnoszą również niczego nowego w sferę duchową czytelnika. Rozmyślania nad życiem i śmiercią, do których skłaniają snute przez pisarza opowieści, fatalizm, powolne umieranie od dnia narodzin, gloryfikacja prostego życia, to wszystko już kiedyś było, nie raz i nie dwa, i w bardzo podobnej formie.
Ślady mają też kilka naprawdę świetnych fragmentów. Wzruszających, uderzających w najczulsze struny naszych dusz. To jednak zbyt mało, by zachwycać. Małecki wciąż jest gwiazdą, ale z niepokojem obserwuję jak jego światło odrobinę przygasa.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz