Ericha Segala nikomu chyba przedstawiać nie
trzeba. Pisałem już o nim, a jeśli ktoś nie miał okazji przeczytać tego wpisu,
to zapewne zna głośny swego czasu filmowy wyciskacz łez "Love Story" z niesamowitą muzyką Francisa Lai, ekranizację
powieści pod tym samym tytułem, autorstwa właśnie pana Segala.
Doktorzy, jak łatwo można się domyślić, to
opowieść o lekarzach. Głównymi bohaterami powieści są Barney Livingstone i
Laura Castellano. Nasza para poznaje się przypadkowo podczas pewnego popołudnia
w latach czterdziestych ubiegłego wieku, i niemal od razu zostają przyjaciółmi,
kimś na kogo zawsze mogą liczyć, komu można wszystko powiedzieć bez obawy o
potępienie czy wyśmianie. Łączy ich tak silna więź, że nieświadomie, a może
podświadomie, wybierają zawsze tę samą lub bardzo zbliżoną do siebie drogę
życiową, które tak czy siak prowadzą ich w jedno miejsce, do szkoły medycznej.
Tutaj ich drogi na wiele lat rozchodzą się. Przyjaciele pozostają jednak w
stałym kontakcie telefonicznym.
Początkowo akcja powieści wydaje się być nieco
nużąca. Autor skupia się niemal wyłącznie na sielankowym dzieciństwie Laury i
Barneya, przeplatanym drobnymi, z punktu widzenia kilkuletnich dzieci, problemami i smutkami w postaci II wojny
światowej czy wojny domowej w Hiszpanii i ucieczki z rodzinnego kraju, śmierć
bliskich. Z czasem jednak stają się one coraz większe i trudniejsze do
udźwignięcia. Przyjaciele kończą studia i postanawiają spełnić swoje marzenia o
zostaniu lekarzem. Nagle świat okazuje się być jeszcze większy i bardziej
skomplikowany niż dotychczas się im wydawało. Pojawiają się wokół nich ludzie,
koledzy z uczelni, wykładowcy, którzy w mniejszym lub większym stopniu będą
mieli wpływ na ich przyszłe życie. Ta dwójka, której losy śledzimy od
najwcześniejszych lat dziecięcych aż do wieku średniego, staje się osią wokół
której autor buduje zawiłą i wielowątkową historię, swego rodzaju łącznikiem
pomiędzy postaciami drugiego i trzeciego planu.
Jeśli ktoś oczekiwałby po Doktorach fabuły rodem
z seriali typu "Ostry Dyżur" czy też naszej rodzimej sagi o lekarzach, gorzko się
zawiedzie. Oczywiście znajdziemy tu zwroty akcji, trochę problemów z uczuciami,
romansów i zdrad, ale Segal skupił się przede wszystkim na tym by jak
najdokładniej przedstawić prawdziwą twarz medycznego biznesu. Bardzo
specyficzny i zamknięty świat, z jednej strony pełen bezwzględnych
karierowiczów, ludzi bezdusznych i zaślepionych, z drugiej zaś strony oddanych
całym sercem swojej pracy, gotowych poświęcić samych siebie w imię dobra
pacjenta. Pomiędzy jednym i drugim biegunem znajdujemy nieludzko ciężką pracę w
czasie studiów medycznych, okupioną załamaniami psychicznymi i samobójczymi
próbami, wielogodzinne, wykańczające dyżury podczas stażu i kolejne lata
edukacji na wybranych specjalizacjach. W ten sposób autor trochę usprawiedliwia
poczynania lekarzy. Stara się też przestrzec, nie tylko obecnych i przyszłych
absolwentów uczelni medycznych, ale też reprezentantów innych zawodów, że
wspaniała kariera wcale nie cieszy jeśli nie idzie w parze z udanym życiem
osobistym.
Segal nie byłby sobą, gdyby w swoją misternie
utkaną powieść nie wplótł chociaż odrobiny wątków politycznych. Mistrzem
krytycznego spojrzenia na U.S.A. był i pozostanie Kurt Vonegut, ale Erich
ustępuje mu pola tylko nieznacznie. W Doktorach wytyka swoim rodakom obłudę i
dwulicowość. Za przykład służy autorowi postać Bennetta Landsmana, czarnoskórego
chłopca, adoptowanego przez żydowskie małżeństwo ocalone z obozu
koncentracyjnego przez ojca chłopca, który sam niestety zmarł. Państwo
Landsmanowie, którym rząd U.S.A. ułatwił wyjazd do Ameryki i połączenie się z
mieszkającymi tam krewnymi, niemal od razu po przyjeździe spotykają się z
odrzuceniem. Ich adoptowany syn zostaje wykluczonych ze społeczności
kolorowych, a Żydzi nie chcą go widzieć u siebie. W pewnym momencie staje się
świadkiem absurdalnych niemal wydarzeń, kiedy to członkowie Czarnych Panter,
zwracają się przeciwko Żydom, obwiniając ich niemal za wszystko czego
doświadczyli od białego człowieka.
Jedynym minusem powieści jest ogrom medycznego
słownictwa, który sprawia że chwilami brnie się przez tę książkę jak przez
śnieżną zamieć, albo podręcznik medycyny dla początkujących. To jednocześnie
również duża zaleta powieści, gdyż dzięki temu jest bardzo wiarygodna. Żywię
wielki szacunek dla Segala za wysiłek jaki włożył zagłębiając się to uniwersum
białych kitli, dziwnych i trudnych do wymówienia łacińskich nazw, leków i
chorób. Chapeau bas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz