foto. internet |
Kilka dni temu wziąłem udział w dyskusji, którą na swoim facebookowym profilu rozpoczął jeden z blogerów książkowych. Rozejrzał się dookoła w tym wirtualnym świecie, i z przerażeniem stwierdził że autorów blogów o literaturze jest bez liku, i coraz więcej ich powstaje. Wniosek z tego wyciągnął taki: trzeba zamknąć blog i wymyślić coś nowego.
Autor zapewne myślał że książki to taka niszowa tematyka, i pisząc o nich będzie robił coś wyjątkowego. Gdy jednak okazało się że tak nie jest, pierwsza myśl to ucieczka, i nowy, unikatowy pomysł na siebie. Proszę bardzo, nikt nikomu nie broni. Gdyby jednak wszyscy w ten sposób postępowali, dzisiaj nie mielibyśmy jazzsoul.pl, kiedyś bloga, dziś portalu z krwi i kości, nie byłoby Włodka Markowicza i innych ciekawych miejsc w sieci. Bo to co jest potrzebne w procesie twórczym, to pasja. Bez niej nic się nie uda.
We wspomnianej dyskusji poruszono po raz n-ty temat jakości blogów recenzenckich, że to też odstrasza od prowadzenia własnego. Niska jakość wielu blogowych recenzji powiązana jest ze współpracą z wydawnictwami, które przysyłają egzemplarze recenzenckie, jeśli maż dużo wejść i lajków. Ze strony wydawnictw jest to krótkowzroczna polityka. Tekst promujący książkę, napisany na odwal się, albo bez faktycznego przeczytania książki, przyciągnie nowych czytelników i kupujących, ale zdecydowana większość z nich najprawdopodobniej nie poradzi sobie z lekturą książki, i więcej nie wrócą ze swoimi pieniążkami.
Autorzy recenzji powinni się zastanowić na czym im tak naprawdę zależy. Czy a) na pisaniu i czytaniu, czy b) na regularnych dostawach do swojego sklepiku na allegro czy olx. Jeśli odpowiedzieliście że a, to nie należy przejmować się że jest się w szarej masie wirtualnego bełkotu, tylko dużo czytać i jeszcze więcej pisać, także tych złych recenzji. Jakość waszych tekstów poprawi się, a dzięki krytycznemu podejściu do literatury, wyrobicie sobie wiarygodność. Prędzej czy później wysepka waszego bloga wyrośnie ponad spienione wody blogerskiego oceanu. Oczywiście wydawcom nie spodoba się to że źle piszemy o ich produkcie, i na 99% więcej nic nie przyślą, ale to przecież żaden problem. Jeśli nie stać nas kupowanie książek, zawsze można iść do biblioteki, do czego jako bibliotekarz gorąco zachęcam.
Trzeba się jednak liczyć z tym że nie osiągniemy takiej popularności i poczytności jak blogi z innych branż. Wyjątki w postaci chociażby czytam recenzuję, potwierdzają tylko regułę, i świadczą o tym że akurat ten bloger trafił na prawdziwą niszę i jest dobry w tym co robi. Jednakże ten kto kocha pisać, będzie pisać bez względu na to czy ma kilku, kilkudziesięciu czy kilka tysięcy czytelników.
Temat jakości blogów zawsze jest wart poruszenia. Mnie najbardziej rażą sytuacje, w których blogerzy dostają książki własnie za te punkciki nabite przez obs za obs, a potem piszą teksty w stylu "ja tam takich książek nie czytam, ale muszę pisać, bo dali". Nikomu to nie pomaga.
OdpowiedzUsuńJa piszę tylko dla własnej satysfakcji - jak ktoś to gdzieś poleci albo wymieni w dyskusji, jest super. Poza tym podpinam bloga do portfolio, uczę się na nim (i na fanpejdżu), zbroję sobie warsztat, chwalę się tym potencjalnym zleceniodawcom. A hajs i tak mam z innej roboty. Nie mógłbym tłuc dziesiątek recenzji przeciętnych książek, wolę napisać dwie w miesiącu i być z nich zadowolonym.
OdpowiedzUsuńBrawo!!! Takich właśnie blogerów potrzeba.
UsuńFajny i potrzebny tekst. Też mnie nieco razi literacki poziom recenzji u niektórych, a komentarzy i wejść bez liku. Wtedy myślę, że może to ze mną coś nie tak i jestem zbyt wymagająca :)
OdpowiedzUsuńPS. Wszystkiego najlepszego z okazji Światowego Dnia Książki! :))
Ja się przyznaję bez bicie że nie lubię czytać blogów jako takich. Przeraża mnie ich jakość, bez względu na tematykę, i fakt że ich autorzy stają się popularni. A już alergicznie reaguję na vlogi. Jest tylko kilka blogów, na które trafiłem, i które nadają się do czytania.
UsuńWzajemnie wszystkiego dobrego :)